W 2014 roku po raz pierwszy zbojkotowaliśmy Święta.
W Wigilię rano pojechaliśmy na stację benzynową po ropę do dmuchawy, która na budowie miała przyspieszyć suszenie zalanego sufitu w części biurowej. Nie było jeszcze parapetów na tych wielkich przeszkleniach od zachodu, a grudzień był deszczowy, więc ściany przemokły.
Nie chcieliśmy z nikim dzielić się opłatkiem, nie chcieliśmy niczego gotować ani kupować prezentów. Chcieliśmy mieć przysłowiowy święty spokój, gdyż okoliczności były intensywne. Babcia od niedawna była znów w domu, ale przecież nie była już sobą. Ja byłam świeżo po serii kroplówek z gigantycznymi dawkami witaminy C i ważyłam jakieś 45 kilo. Bardzo ścisła dieta i w ogóle bardzo ścisły program zdrowienia wymagający odpoczynku, ale także między innymi codziennych zastrzyków, które podawałam sobie sama. Crystal Palace był w stanie surowym zamkniętym. I ja chyba też…
Nadszedł wieczór wigilijny. MMM poszedł spać, ja poszłam do salonu na poddaszu. Wyjęłam książkę, którą tak zwana aBsio podarowała mi na urodziny, i rozpoczęłam lekturę. Cesarz Ameryki Martina Pollacka to reportaż o fali emigracji z polskiej Galicji do Stanów Zjednoczonych pod koniec XIX wieku. Przeczytałam kilka stron i pomyślałam, że ja też tak potrafię. Że ja też tak chcę! Odłożyłam książkę i zaczęłam myśleć.
Kolejny tydzień upłynął mi na pracy koncepcyjnej, lekturze materiałów historycznych oraz wywiadach ze świadkami wydarzeń, o których chciałam napisać. W ten sposób powstał reportaż o ucieczce z Hirschberga (dzisiejszego Idzbarka) w 1945 roku, który to tekst – w skróconej wersji – opublikował Spiegel w wersji online. Na podstawie tej publikacji w czerwcu 2015 roku kręciliśmy film dokumentalny o jednym z bohaterów mojego reportażu. Film produkcji niemieckiej telewizji publicznej ZDF po dziś dzień cieszy się dużą popularnością na różnych niemieckich kanałach publicznych. Ostatnio ktoś zapytał mnie, czy słyszałam o tym reportażu. – Czy słyszałam? Kochanie, ja go współtworzyłam 🙂
Chcę podzielić się z Wami oryginałem tego reportażu. A że jest on długi, to będę go publikowała w kilku częściach. Błogosławieni ci, którzy znają język niemiecki…
Te dni, przez wiele osób obchodzone jako Święta Bożego Narodzenia, upłynęły mi w dużym skupieniu na przeszłości i teraźniejszości. Chyba przyszła pora na przyszłość, także jutro pojadę do miasta – do księgowego, w sprawie fundacji. Kupię też kalendarz na 2019 rok, który już – awansem – się pięknie i ciekawie zapełnia. No i zacznę odpisywać na Wasze maile. Oh, boy… jak ja się opuściłam w odpisywaniu na maile. LeParisien, pamiętam o Tobie <3
Poniżej kilka instagramowych zdjęć z wczorajszego wieczoru, a już jutro – pierwsza część reportażu.
A kto pamięta, co to za rocznica dziś? Kogo poznałam 22 lata temu, no kogo?
– 30 stopni było w Ostródzie, a ja byłam wściekła na widok tego młodzieńca z psem Sabą na smyczy.
Wściekła byłam i poszłam sobie, a On przyszedł za mną.
Kilkanaście lat później to się powtórzyło w całkiem podobnej postaci i już wiedziałam, że będzie z tego mnóstwo problemów.
I rozwoju.
Dodaj komentarz