Witajcie!
Ja tylko na chwilę, bo jestem mocno w trybie wdrażania nowej rzeczywistości.
W niedzielę wróciłam ze swojego tournée i szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego jest już piątek. Popsuł mi się telefon, więc miałam wymuszony detoks technologiczny. Dziś mam nadzieję kupić sobie nowy w Warszawie. Jadę tam pociągiem o 10.
Tryb wdrażania zaczął się w czwartek, w Swansea.
O 14. przedstawiałam swoją prezentację na uniwersytecie. Zostałam na tych warsztatach jeszcze do końca swojego panelu i przez część kolejnego, po czym musiałam zwiać do swojego ślicznego pokoju nad oceanem.
Tam właśnie podjęłam decyzję wraz z gotowością na wszelkie konsekwencje, przy czym konsekwencje kreuję ja sama, tak więc będą wyśmienite. To było wydarzenie iście abrahamowskie. Wtedy, w czwartek, w pokoju, przyszło to “dość”.
Kiedy przychodzi “dość” – takie z poziomu akceptacji – nie boisz się niczego, bo czujesz, że to jest właśnie ta jedyna, najlepsza droga. I to jest radosne, tam nie ma lęku przed nowym, bo nie masz już nic do stracenia. Stare się wypełniło. Tak było w październiku 2017 roku, kiedy podjęłam decyzję o odejściu z zawodu tłumaczki. To było tak silne, że mógłby się zawalić świat, a ja wiedziałam, że koniec z tamtym i nie wiadomo, co będzie teraz.
Odkąd dokonałam wyboru, codziennie dzieje się coś prawdziwie wielkiego.
Codziennie!
Są to highlighty takiego rzędu, że mózg mi się trochę przepala i śpię w ciągu dnia.
Na przykład – kto by pomyślał, że moja fundacja będzie miała rachunek bankowy w banku Santander, gdzie szybciutko napełni się on środkami na wykończenie domku gościnnego i sali warsztatowej?
A tak było na uniwersytecie.
Orgazmiczne życie.
To be continued.
Dodaj komentarz