Wczorajszy wpis nie był planowany.
Ja tylko usiadłam z czipsami przy kuchennym stole, a potem tekst popłynął ze Źródła, co mnie szczerze zdziwiło.
Dziś okazało się, że był komuś potrzebny.
Podnoszenie świadomości i wspieranie innych osób w tej drodze wymaga stopniowego wyzbywania się wstydu.
Wstyd to emocja płynąca z przekonania o naruszaniu tabu, a to ostatnie zawsze jest kulturowe.
Dlatego właśnie przekraczanie własnego wstydu jest kluczowym zabiegiem w procesie podnoszenia świadomości – świadomości tego, że wszystko jest skonstruowane.
To co wolno, czego nie wolno; to co wypada, a czego nie; to o czym wolno mówić, a czego nie wolno nawet pomyśleć.
I już widzę siebie piszącą o swojej drodze wyjścia z paradygmatu rodziny i małżeństwa ku Wolnej Miłości.
Ja, zwana Najświętszą z Najświętszych i wyśmiewana jako Zakonnica.
Zaskoczenie tego wcielenia, ale być może po prostu jego cel…
Już to widzę, ale to jeszcze nie teraz.
A o Wolnej Miłości mogę napisać tylko tyle, że uważam, iż prawdziwie wolna jest dopiero wtedy, gdy płynie z procesu podnoszenia świadomości.
W tych niższych warstwach jest tylko frazesem uzasadniającym zależność i zniewolenie.
No i kluczowe: konieczna jest do tego MIŁOŚĆ.
Ya’ll feel me?
PS To nie przypadek. Mój Diler Nauki podarował mi książkę Critical Thinking (i wiele, wiele innych), ale także – świadomość Wolnej Miłości. Od lat o tym mówił w sposób spokojny, rzeczowy i – naukowy. Ciężko mi było tego słuchać, bo choć jestem kulturoznawczynią z wykształcenia, to jednak byłam także katoliczką z indoktrynacji. Ale katolicyzm to też tylko konstrukcja umysłu. To też minie.
Dodaj komentarz