Plany z wygodnym, wcześniejszym wyjazdem do Warszawy wzięło w łeb, bo MMM był bardzo długo w pracy i w czwartek o 23. w Idzbarku dopiero kończyłam smarować bezglutenowe kanapki.
O godzinie 1.30, za Nidzicą, minęliśmy enigmatyczny drogowskaz z napisem “Wieczfnia. Kość.” i już po 3. położyliśmy się spać przy Pustelnickiej.
Wylot do D’dorfu o 7.30.
Chciałam zrobić wpis o podstawach wieśniactwa, czyli o własnych kanapkach w samolocie:
(Chleb gryczany z Rossmanna, guacamole, pecorino Romano).
Wiem, brakuje jajek na twardo i kiełbasy.
I na tym wpis miał się skończyć, ale kanapki wypakowaliśmy dopiero po południu, w trakcie naszego trzeciego połączenia (Monachium-Piza), a to już był samolot linii Dolomiti. Ledwie zdążyliśmy schować niebieskie pudełko, a obsługa przyniosła to:
Jabłka z Tyrolu i Prosecco w szklanych kieliszkach.
No i to są właśnie Włochy!
Stillvoll geht die Welt zugrunde.
I pomimo zaledwie dwugodzinnej nocy zrobiło się wesoło.
Oczywiście jest tu niewiarygodnie pięknie.
Wskakuję do basenu, a niebawem coś tu wrzucę.
Posłuchajcie sobie cudownych, wspaniałych, najlepszych na świecie Roots’ów.
Dodaj komentarz