W dniu po powrocie z Niemiec/Szwajcarii/Warszawy późne popołudnie było leniwe, bo poranek, południe i wczesne popołudnie były bardzo pracowite.
Siedziałam w Artystycznym i czytałam wywiad z Masłowską,
przeplatany pytaniami jednej z dziewczynek,
o to jaki wybrać lakier do paznokci,
kiedy ktoś desperacko zaczął dzwonić do drzwi.
Dziewczynki?
Sindbad?
Nie jestem fanką niezapowiedzianych wizyt, o nie.
Już lekko poirytowana pytaniami o lakiery zeszłam na dół krokiem wkurwionego traktorzysty.
Od powrotu jeszcze nie rozpakowałam klucza do głównych drzwi, więc wyjrzałam przez wizjer,
gdzie mojemu oku ukazała się zawadiacka, lekko obita twarz mojego wspominanego tu ostatnio szkolnego kolegi. Jesus Christ! Nie, no nie teraz. Come on, baby boy…
Ale nie miałam tego klucza, a że poczułam zaawansowaną irytację, to po prostu sobie poszłam.
To
nie jest moje standardowe zachowanie, ale – zrozumcie – chodzi o to, że
ja chcę nauczyć się zachowań, w których nie zawsze robię to, czego chcą
ode mnie inni. To już było. Ja już nie chcę rozmieniać się na drobne.
Godzinę później powiedziałam do MotownLovera, że następnym razem pogadam z kolegą
i
powiem Mu, że przychodząc tak bez zapowiedzi zastaje mnie tu w
niezręcznych sytuacjach i czy On w ogóle zastanawia się nad tym, co tu
może robić kobieta z mężczyzną. To zresztą temat, o którym ML chciał
porozmawiać z niezwykle niefrasobliwym Sindbadem…
I wtedy właśnie znowu ktoś zadzwonił do drzwi.
Oh, come on!
Już rozważałam, czy iść tak w samym swetrze, ale przyzwoitość zwyciężyła.
Założyłam spodnie i zeszłam do salonu, a tam…
za oknem już odbywało się gorączkowe machanie ręką i uśmiech od ucha do ucha.
– Cześć ciocia!!!
Sindbad-Solenizant.
Wpadł przez drzwi tarasowe i od razu podzielił się nowinami:
– Ciocia, już wybrałem szkołę ponadgimnazjalną!
Wybrałem, co będę robił!
Pełna obaw, że potwierdzą się Jego zapowiedzi z lutego, zapytałam, czy to ta szkoła policyjna.
– Nie!
Idę do technikum gastronomicznego! Specjalizacja kucharz i barman.
I tak myślałem, ciocia, że mógłbym tu do ciebie przychodzić i byśmy razem gotowali…
Bang!!!
Rozsiadłam się w fotelu, ręce mi opadły, pomyślałam o tym koledze, co to mu nie otworzyłam i prawie się popłakałam.
Sindbad
zaczął przychodzić do mnie jakieś dwa lata temu. Było to w bardzo
specyficznym momencie mojego życia. Nie chciałam wtedy widzieć nikogo,
naprawdę nikogo, ale ten chłopak był poza schematem i nie umiałam Go
odsyłać. W całej swojej rozpaczy i bezradności angażowałam Go do
wspólnego gotowania. W innym wypadku musiałabym siedzieć na taborecie i
ryczeć. To u mnie Sindbad po raz pierwszy w życiu wyciskał czosnek,
robił hummus i koktajle owocowe, kroił cebulę i ziemniaki na frytki. To u
mnie spróbował bezglutenowego makaronu z warzywami – bez mięsa! To
Sindbad był pierwszą osobą we wsi, do której powiedziałam, że Wujek już tu nie mieszka, a
On nikomu nie powiedział. Ten Sindbad! I to On i Jego przyjaciel byli
gorliwymi uczestnikami moich warsztatów kulinarnych które prowadziłam
rok temu w świetlicy o tym, co jeść, kiedy “nic się nie je”. Zrobiłam
wtedy taki eksperyment genderowy i bez mrugnięcia okiem dałam im różowe
fartuszki w kwiatki, a Oni – wbrew moim domysłom – je założyli. Geez, to
było takie słodkie! Wyżsi ode mnie nastolatkowie w fartuszkach z
różyczkami gotowali ze mną w wiejskiej świetlicy. Triumf dżendera!
– I będę pracował za granicą, ciocia! To postanowione.
No tak.
W końcu w gimnazjum wybrał profil językowy – pod wpływem wizyt u cioci i jej New Yorkerów.
– A teraz w szkole znowu będziemy mieli kiermasz zdrowej żywności.
Na ostatnim Sindbad sprzedawał pastę z grochu, którą nauczył się przyrządzać na warsztatach.
No i co, Koniczek?
Przyszedł ci szkolny kolega do domu, a ty Mu nie otworzyłaś, ty mądralo.
A On po zmianę przyszedł do ciebie. Kasy i tak by nie dostał. Uwagę by dostał.
I jak się teraz z tym czujesz, Koniczek? He?
Przed nami znowu Big Book,
a ja znowu słucham Roots Manuvy.
Zapętlenie, jakby druga szansa.
A mnie zupełnie niespodziewanie ciągnie na tego Big Booka, Aguś… chyba jednak pojadę z Tobą 🙂
ala w napisał
Piękny wpis ,dzięki temu jestem w domu.Zajrzę tylko jeszcze w net i sprawdzę jaki to jest krok wkurwionego traktorzysty bo nie da mi to spokoju.🌲🌻🌸
Zdrowy Wieśniak napisał
🙂 🙂 🙂
Krok wkurwionego traktorzysty – nie znajdziesz go nigdzie w necie, musisz doświadczyć ze mną. To mój autorski krok! Opracowałam pod koniec 2015 roku, kiedy WKURW był moim bazowym stanem umysłu…
Np. tutaj masz utwór muzyczny oddający dobrze ten stan: http://zdrowywiesniak.blogspot.fr/2015/12/sabotage.html
I to był kamień milowy mojego rozwoju! Poczuć wkurw, zamiast przepraszać świat za to, że się istnieje. Wtedy pojawiła się potrzeba walenia talerzami o ścianę, ale – z rozsądku – nie zrobiłam tego. Dopiero półtora roku później odkryłam uroki rozbijania słoików o ścianę w piwnicy… piękna sprawa. Zapraszam kiedyś na taką sesyjkę do siebie.
Pozdrawiam z Paryża <3
ala w napisał
Z Paryża?🤔😤 No nie ! A u mnie jutro poniedziałek zwykły szaro bury 😧
Zdrowy Wieśniak napisał
<3
Agussiek napisał
BARDZO dobrze, że cię ciągnie. Tak ma być :))
Program festiwalu jest już online https://bigbookfestival.pl/program-2018/zobacz-program .
Bardzo ciekawy i różnorodny. Ciągnie mnie (w tym roku po raz pierwszy) na piątkowy spektakl otwarcia. Poczytaj i daj znać. Uściski!
Zdrowy Wieśniak napisał
Wow! Obejrzę zaraz program. Omówimy to u Ciebie 🙂
Totalna jazda bez trzymanki, ale już trudno.
Obym się tylko wyrobiła na zakrętach i nie skończyła tak jak kiedyś… muszę tego pilnować.
PS Zjadłam właśnie pół bagiety i croissanta (a.k.a. "korisont", jak to mawia Sindbad)!
Żyję. Mam tylko lekki rausz.
Zdrowy Wieśniak napisał
Ojojoj, czy ten Big Book jest o przemocy???
Przecież ja nie muszę chodzić na festiwale literackie o przemocy… sama mogę taki stworzyć, a nawet mam o tym przepełnione pliki na kompie.
Ale spektakl w piątek wygląda na mastgoł.