Wtorek był pierwszym dniem od tygodni, kiedy nie było tutaj budowlańców.
Obudziłam się o 6. a godzinę później miałam nieodzowną potrzebę pójścia w botanikę.
Tak też się stało. Poszliśmy w miejsce, w którym nie byłam chyba od czterech lat, a nie jest ono wcale zbyt odległe.
Po prostu zawsze wybierałam inny kierunek.
Ten spacer był magiczny.
Przypomniały mi się lata 2015 i 2016, kiedy to robiłam takie rzeczy – rzucałam wszystko i szłam w botanikę.
Później to się trochę rozmyło, ponieważ przybyło mi tak zwanych zobowiązań i obowiązków, a kolejne sezony letnie od 2018 roku do teraz były już naszpikowane pracami budowlanymi:
w 2018 r. PanDarek i wielotygodniowe czyszczenie/malowanie elewacji
w 2019 r. wielotygodniowe, wycieńczające mnie zakładanie ogrodu i budowanie tarasów
w 2020 r. remont nieruchomości fundacji
Na ten rok najgorsze mam sobą i obiecałam sobie, że będę kontynuowała prace w miarę swoich możliwości i chęci.
Niestety nie położono nam całej podłogi drewnianej w fundacji, ponieważ ktoś zauważył, że najpierw trzeba uruchomić ogrzewanie podłogowe, aby z posadzki wyparowały drobinki wilgoci. Firma sanitarna zajmująca się tym ogrzewaniem ma ogromny nawał pracy po kwarantannie i my nadal czekamy na naszą kolej. Być może nadejdzie ona 22 czerwca. Następnie podłogówka musi grzać przez 2 tygodnie i dopiero wtedy można montować podłogę na parterze. Dopiero potem schody. Tyle że one nie są wcale zrobione… Podobnie jak drzwi, które wyprodukowano nam w lutym i które miały zostać pomalowane przez osobę, której zleciłam wykonanie schodów. To jednak nie nastąpiło, a ja z kolei nie mam siły się z tym mocować. Więc nie wiem, jak będzie.
Na razie nie mam siły.
Na razie robię przerwę w budowie i przypominam sobie, w jak przepięknym miejscu przyszło mi mieszkać.
Pojawiły się przepiórki i wieczorami słychać ich przezabawne odgłosy:
Dziś w nocy do sypialni wleciał nietoperz.
Rano przyszedł zajączek.
Dodaj komentarz