Wysiadłam z samolotu. Powietrze na płycie lotniska Marco Polo w Wenecji było dość rześkie i cieszyłam się, że jednak zabrałam ten kaszmirowy płaszcz od Teda Baker’a. A przecież było jeszcze ponczo. Właśnie kładłam na siedzeniu specjalistyczny plecak do bezpiecznego transportowania apartu i obiektywów, kiedy telefon poinformował mnie o otrzymanej wiadomości. To na pewno było przywitanie w nowej sieci wraz z informacją o ambasadzie…
Witam w czwartek będzie szczepienie psów dziesiąta jedenasta koło krzyża jedenasta dwunasta sklep dwunasta trzynasta koło państwa Z. pozdrawiam sołtys.
Lotniskowy autobus ruszył w kierunku terminala.
Tutto a posto.
Chwilę po 13 siedziałam w malutkiej osterii po drugiej stronie uliczki i czekałam na klucze do pokoju. Czekałam także na obiad. Uliczka miała jakieś 1,5 metra szerokości, tak więc dość wyraźnie widziałam mur, który składa się na ciąg budynków, do których należy także mój hotel. Z głośników sączył się koneserski jazz, którego szalone synkopy mieszały się z rozmowami garstki gości, jaka mieściła się w tym małym lokalu. Ewidentnie było to miejsce preferowane przez lokalsów.
Na obiad wybrałam młody ser kozi w świeżych ziołach, na owocach i warzywach. Na drugie – filet z tuńczyka w pomidorach i oliwkach. Bez wina, bo głowę miałam zajętą zbyt krótkim snem i zbyt wysokim ciśnieniem w samolocie.
A więc jestem w Wenecji.
Kierowniczka Wycieczki – skądinąd pani reprezentująca Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych – z lekkim niepokojem zaznaczyła, że w tym samolocie leci cały warszawski “świat” sztuki, tak więc jeśli samolot… ach. Takie rzeczy się przecież nie zdarzają.
Jestem w Wenecji, a program jest raczej zwięzły, przy czym wieczory są bardzo, ale to bardzo ciche, spokojne i nad wyraz romantyczne.
– Pani jest tu sama? A co pani robi wieczorem?
– Sama i niesama, a wieczorem piszę bloga.
Ania napisał
Może i keep it real 😉 ale co tam odlecieć tez warto 🥳
Zdrowy Wieśniak napisał
Zawsze!
A przynajmniej można próbować. Co najwyżej dostanie się sms’a sprowadzającego na ziemię 😉