Druga połowa 2015 roku była bodajże najciemniejszym okresem w moim życiu.
Działo się tak m.in. z powodu braku świadomości.
Błądziłam we mgle, demony przeszłości dobijały się przez wszystkie możliwe drzwi i okna, a ja wielu z nich nawet nie znałam.
To znaczy, nie wiedziałam, że są demonami, bo były przebrane za poczciwą babcię z tortem na biszkopcie.
Świadomość ich demoniczności dopiero miała mi się objawić.
Przeglądam teraz te wpisy na blogu i widzę drogę, jaką przeszłam.
Co ciekawe, w listopadzie 2015 roku powstały niektóre z moich flagowych zdjęć.
W tym czasie, w obliczu swojej bezradności, zaczęłam doświadczać czym jest twórczość.
Był to też okres, w którym krok po kroczku przecierałam szlak własnej ścieżki życiowej.
Widać to na przykład w tym wpisie, traktującym o tym, jak to – po kilku bezowocnych próbach – pozostałam w pidżamach do 14.30.
To wymagało ode mnie heroicznego wysiłku, gdyż tresura, jaką przeszłam, kazała mi rano działać zupełnie wbrew moim potrzebom – prysznic, makijaż, ubieranie się, śniadanie, praca.
Dziś to ja nawet nie jem śniadania! Okazało się, że nie mogę tak wcześnie jeść tak dużych posiłków. I co z tego, że w telewizji każą inaczej?
Prysznic też biorę grubo po pierwszej kawie, a ubieranie się?
Hoho…. Niejeden kurier zastał mnie w penuarze.
Druga połowa 2015 i pierwsza połowa 2016 roku to był czas uświadamiania sobie, że żyję w ściemie czy też – w cudzym śnie.
Od lipca 2016 roku zaczęłam eksplorować, co w ogóle jest moją osobistą prawdą.
Pewnych spraw nie przyspieszysz, muszą iść swoim torem, wypełnić się, odleżeć, nabrać mocy.
Po drodze ty zmienisz poziom świadomości i nagle okaże się, że wszystko jest dokładnie tak, jak miało być, a wszystko co było wcześniej przygotowało cię na to, co właśnie nadchodzi.
Bo zmieniasz świadomość robiąc te doświadczenia. Bez nich tkwisz w bezruchu i lęku przed życiem.
Dziś w Idzbarku znowu wieje wiatr…
Czyścioch wyprał krzesła i dywany.
Na nadejście tego, co nadchodzi.
Dodaj komentarz