Jestem w Stuttgarcie, w hotelu Mercure.
Przy śniadaniu dopadł mnie kryzys, jakiego już dawno nie miałam.
Jakoś tak bardzo oddaliłam się od siebie, że chciałam już tylko do domu. Pociąg jest jednak dopiero o 15:50 i będzie jechał prawie trzy godziny. Far, far from home – nie mówiąc już o mojej ukochanej wsi, skąd dostaję wiadomości głosowe – żurawie, kogut i dźwięki kosiarek. Wywaliło mnie z orbity. Wypadłam z vorteksu.
Nie nadążam za sobą i potrzebuję samotności.
Wszystko, nad czym pracowałam przez ostatnie lata, materializuje się.
Skończył się etap pobożnych życzeń, marzeń i planów. Wchodzę w fazę implementacji.
Dwie nowe strony internetowe, prezentacja doktoratu w Swansea, zamówienia na szkolenia z NVC, rozmowy o festiwalu, który chcę wylansować w Ostródzie, booking artystów, wizyta w brukselskim atelier mojego ulubionego malarza, nowy dom w Nadrenii Westfalii, spotkania w galeriach i konsulacie, poszukiwania osoby, która pracowałaby dla mnie na wyłączność spinając te różne dziedziny, a może nawet ucząc mnie czegoś nowego w zakresie NGOsów. To wszystko się dzieje w tle, podczas gdy ja przemieszczam się przez Polskę i Niemcy nie nadążając z integracją tych wydarzeń.
Jaka jest ich waga?
Co dzieje się poza krawędzią ekranu?
I czego chcę?
Dzisiaj na chwilę zatrzymałam tę karuzelę wycofując się do pokoju.
Poprosiłam o późniejszy check-out i usiadłam na łóżku.
Przejrzałam swoje zdjęcia na olgazmijewska.com i to mnie bardzo uspokoiło. Kiedy o 12. przyszedł do mnie Holger, aby się pożegnać, było już lepiej. Opowiedziałam Mu o tych wszystkich elementach mojej życiowej układanki, a On stwierdził, że mi zazdrości, bo one układają się w całość jak w Tetrisie.
I to prawda.
Wszystko układa się samo.
Najważniejsze, żebym ja praktykowała wycofanie i nie ingerowała w ten proces.
No dobrze, to jadę dalej – do dzielnicy Uhlandshöhe, zobaczyć pierwszą na świecie szkołę waldorfską, na której stulecie tu przyjechałam. Zobaczcie:
To była piękna ceremonia, która nas bardzo poruszyła.
Czuję, że będzie ona miała kolosalny wpływ na moje dalsze losy.
PS A kiedy tak stałam pod kulą ziemską, Aga przysłała mi zdjęcie tytułowe do tego posta.
Z Rzymu.
Dzięki, Bro, za wyrozumienie i wsparcie <3
To było piękne pożegnanie.
Dodaj komentarz