W środę wieczorem wróciłam ze Sztynortu, gdzie we wtorek otwierałam swoją wystawę.
Wrażeń było co nie miara, a teraz integruję je sobie po kolei i układam w swojej przestrzeni energetycznej.
To naturalne, że towarzyszy temu porządkowanie i przeglądanie przedmiotów, sytuacji, zachowań i emocji, których nie chcę już brać ze sobą w dalszą podróż.
Wczorajszy dzień upłynął mi w połowie w łóżku, gdzie dosłownie porządkowałam i przeglądałam – zdjęcia na dysku komputera.
Uderzyło mnie szczególnie jedno, wykonane prawie rok temu pewnego słonecznego poranka w stolicy Europy.
Wieczorem z kolei miałam za zadanie przygotować zdjęcie swojego taty. Z pudełka z fotografiami wyciągnęłam pierwsze lepsze. Byli tam tata około czterdziestoletni i ja, trzynastolatka. Zdjęcie zostało wykonane na murku przy wykopaliskach archeologicznych na Krecie. Mam na sobie kapelusz słomkowy ze sztucznym słonecznikiem oraz bordowe trampki, wiązane za kostkę.
Tata na tym zdjęciu do złudzenia przypomina twarz, którą komputer wyświetlił mi rano.
Usiadłam z wrażenia.
Wczoraj i dziś wykonuję także pracę związaną z wystawą – uzupełnianie treści na stronach internetowych i w mediach społecznościowych, selekcja zdjęć, odpisywanie na wiadomości.
Najważniejszą pracą jest jednak towarzyszenie sobie w poszczególnych etapach spełniania swoich marzeń/celów i uważne przyglądanie się ścieżce, która wyłania się z tych działań i emocji.
Co teraz?
Pierwsza wystawa solo to dopiero początek.
Za mną przepiękne, jasne dni.
Pozwólcie, że w swoich wpisach będę dozowała zdjęcia i opisy – tak, jak było w rzeczywistości.
Dlatego dziś przedstawię tu kilka zdjęć z przygotowań do wystawy.
Dodaj komentarz