Dzień dobry z pociągu relacji Swansea-London Paddington.
Nie było mnie tu przez chwilę, bo tradycyjnie szwankowały mi internet i ładowarka telefonu. To już standard. Odkąd posiadam takie gadżety jak laptop czy telefon komórkowy, one wszystkie mają awarie zasilania. Tak, dopatruję się w tym analogii do swojego sposobu funkcjonowania. Tak, wyciągam wnioski i wdrażam je.
Anyway.
Dotarłam do Swansea we wtorek.
W Kolonii Marta odprowadziła mnie na tramwaj, później pojechałam sobie wygodnie do Brukseli, gdzie – z największą suwerennością i w głębokim spokoju – wykonałam swoją ulubioną sztuczkę. Będąc 1,5 przed czasem nie zdążyłam na pociąg. Nie wiedziałam, że pociąg Eurostar z Brukseli do Londynu rządzi się podobnymi prawami jak samolot – kontrola bezpieczeństwa, zamykanie bramek 30 min przed odjazdem, odrębna cześć dworca, kontrola paszportowa. Kiedy pani w okienku bezpłatnie wymieniła mój bilet na późniejszy pociąg, siedziałam nieco skonsternowana i próbowałam złapać połączenie z internetem, aby sprawdzić nowe połączenia z Londynu do Swansea. Wiadomo było, że nie zdążę na to połączenie, na które miałam bilet. W poszukiwaniach pomógł mi siedzący właśnie w Ostródziaku AleMężczyzna. Na szczęście działało chociaż połączenie telefoniczne.
Kiedy godzinę później celniczka nie mogła zeskanować mojego dowodu, pomyślałam, że już nic mnie nie zdziwi i być może mam po prostu zostać w tej Brukseli. Ale nie. Po kilku minutach przyszedł jej z pomocą celnik i bez problemu zeskanował dokument. – You needed a masculine touch – powiedziała pani w okienku oddając mi dowód. Nic dodać, nic ująć.
Podróż Eurostarem okazała się nad wyraz ekskluzywna.
Chciałabym tak podróżować przez całą Europę.
Czerwony dywan, wygodne siedzenia, ciepły posiłek i napój (także wino) w cenie biletu, potem brytyjska herbata podawana z mlekiem nalewanym ze srebrnego czajniczka. Do dyspozycji podróżujących są świetne magazyny wnętrzarskie i modowe w językach francuskim i angielskim. Jak blado i plebejsko wypada na tym tle rejs lotniczy. Brrrrr. Szkoda, że ten etap trwał tylko dwie godziny.
Na dworcu Paddington, od którego swoje imię wziął słynny miś – bohater mojego dzieciństwa, okazało się, że najlepiej będzie, jeśli pojadę pociągiem za 2,5 godziny, W innym wypadku straty finansowe byłyby dość dotkliwe – przynajmniej z punktu widzenia matriksa. Pomyślałam, że pojadę tym późniejszym i zobaczę, co się stanie. I kiedy tak siedziałam w poczekalni, przypomniałam sobie, że przecież zaraz za rogiem jest ten hotel, który w kwietniu bezprawnie pobrał ode mnie z karty kredytowej całkiem sporą sumę. Wbrew zapewnieniom kwoty tej nie oddał.
No i poszłam do tego hotelu.
Sprawę omówiłam w kilka minut i byłam wolna.
W drodze powrotnej na dworzec usiadłam przy małej kafejce ze zdrową żywnością i tak sobie spędziłam to popołudnie zanim kolejnym pociągiem odjechałam do Swansea. Do hotelu dotarłam po 13 godzinach podróży.
To była jedna z najpiękniejszych przepraw w moim życiu.
Dane mi było poczuć i doświadczyć w pełni stan bycia w podróży i przemieszczania się przez różne kraje i kręgi kulturowe. Tak bardzo już przywykliśmy do latania, że pozbawiamy się tych cennych wrażeń. A przecież lotniska wszędzie wyglądają tak samo i są daleko poza centrami miast. Są ziemią niczyją i taką też mają energię. Jak bardzo inne są dworce, które znajdują się w samych sercach miast. Przesiadka na dworcu daje możliwość wyjścia do miasta i poczucia genius loci miejscowości, w której się znaleźliśmy. To było cudowne doświadczenie, za które serdecznie dziękuję swojej podświadomości.
Dzisiaj swoją podróż kończę w Brukseli o godzinie 18 czasu lokalnego.
Udam się do hotelu i zobaczę, co się wydarzy.
Na wypadek, że wpadnę do worteksu, ustawię tu na dwa kolejne dni wpisy ze zdjęciami ze Swansea. W środę miałam bowiem okazję spacerować nad oceanem, co było kolejnym niezwykłym doświadczeniem. Nad lazurowym oceanem, który – jak okazało się w środę rano – jest tak blisko, że niemalże wlewa mi się do łóżka przez moje przeszklone drzwi wejściowe prowadzące wprost do pokoju numer 12a.
Ania napisał
Ja tez uwielbiam podróże pociągiem. Są fajne krajobrazy i standard 🥂. Szczególnie jak nie muszę się spieszyć wtedy można cieszyć się jakas lokalna niespodzianka.
Ania napisał
Mam nadzieje, ze ten hotel odda Ci w końcu pieniądze. Bo klimat robi się jak w Jasiu Fasoli 😉
ZW napisał
Hehe, zobaczymy, jak im pójdzie.