W piątkowy poranek, przed godziną dziesiątą, masażystka opuściła Crystal Palace zostawiając mnie z nadzieją na okrągłe pośladki i z wizją przepięknego, samotnego weekendu wśród wirujących płatków śniegu. Jako że opcja numer dwa była zupełnie realna i na wyciągnięcie ręki, czym prędzej zasiadłam przed kominkiem – mamy tam teraz kanapę, żeby było miejsce dla dwóch osób – a umysł mój powędrował ku bliskiej przyszłości. Po dwóch godzinach nie wytrzymałam i podniosłam się, aby znaleźć połączenie kolejowe do Olsztyna. Tak! Zdecydowałam, że pojadę pociągiem, jak za dawnych lat, kiedy nie tylko jeździliśmy na randki do Olsztyna, lecz także ochoczo korzystaliśmy z relacji Ostróda-Stare Jabłonki, aby tam, w zbutwiałym domku letniskowym oddawać się naszej relacji. Wtedy MMM przezornie woził ze sobą słoik Nutelli, ale tu zostawiam Was już z Waszą wyobraźnią…
Smacznego!
Wracając jednak do meritum, to zostawiłam Malucha za pruskim dworcem w Starych Jabłonkach i poszłam na stację. Zaczęło się od razu. To jest temat, który jest ze mną od kilku tygodni. Wsiadłam zatem do pociągu regionalnego, który był już niesłychanie nowoczesny – nie do porównania z kurnikami, którymi jeździ do nas Agussiek z Poznania – i poczułam, że oto mam niepowtarzalną szansę poczuć i zrozumieć to, co zaczęło się przeszło dwadzieścia lat temu, a co doprowadziło mnie tu, gdzie jestem dziś.
W skrócie – zrozumiałam, że jeśli wydaje ci się, że wszystkich przechytrzysz naruszając kolej rzeczy i robiąc na opak, to stąd:
zajedziesz tu:
Nieważne, czy ekspresem, czy kurnikiem.
W końcu wysiądziesz na tym peronie, ale jeśli wystarczy ci sił, to pójdziesz Jej szukać.
Ja wysiadłam na peronie dworca zachodniego w mieście Olsztyn i skierowałam swoje kroki w kierunku starego miasta. Dotacje unijne zmieniły chodniki i budynki użyteczności publicznej, lecz to zupełnie nie przeszkadzało mi w mojej podróży ku światłu, a że byłam głodna, to najpierw poszłam na obiad.
Rozgrzana zimową herbatą i nasycona karmą z przeszłości, wiedziałam co zrobić. Nawet nie założyłam słuchawek, lecz niezwłocznie i pewnym krokiem przemierzyłam rynek. Ominęłam gargantuiczną fioletową bombkę, która wielu przechodniom służyła niejako za bramę do sfejkowanego raju jaskrawych światełek i stoisk z “supermocnym” grzańcem – marną odtrutką na cały ten zgiełk, który z kolei ma być marną odtrutką na kierat tak zwanej codzienności. Jeszcze kilka kroków w dół, później w lewo, a po prawej drewniane drzwi.
Górna część drzwi była przeszklona, a na przeźroczystej tafli ktoś napisał nazwy produktów, jakie aktualnie były w świątecznej ofercie. Kiedy nacisnęłam klamkę i zrobiłam pierwszy krok, rozległ się dźwięk dzwoneczka, który jednak natychmiast uległ zagłuszeniu przez o wiele za głośną reklamę w radio. Małe pomieszczenie sklepiku pachniało owocami i nie trzeba się było wcale rozglądać, żeby dostrzec, że Ona tam stoi.
Tam, w Świecie Herbat.
Ona przez cały ten czas czekała w Świecie Herbat…
Kupiłyśmy 50 gramów herbaty zimowej i 200 gramów kawy orzechowo-waniliowej w ziarnach – żeby było do popijania przed kominkiem podczas tych dni skupienia. Następnie wzięłam Ją pod rękę i – przeszczęśliwa – poszłam do sklepu dla plastyków, po drugiej stronie ulicy Asnyka.
Kupiłam tam to, czym zajmę się w bliskiej przyszłości.
Ala napisał
Dziś ładny wpis . Pozdrawiam
Zdrowy Wieśniak napisał
Cieszę się, że Ci się podoba.
Ania napisał
Tak, bardzo ładny wpis i zdjęcia. Uwielbiam dworzec Olsztyn Zachodni zawsze tam wysiadam. A stacje Stare Jabłonki poznałam bliżej jakieś miesiąc po tym wpisie. Bardzo ważna stacja to jest 😍