Jako dziecko i nastolatka widziałam przemoc fizyczną i doświadczałam jej na własnym ciele.
Uważałam wówczas, że osoba dorosła, która ją stosuje – co dzieje się najczęściej wobec osoby słabszej – ma w sobie coś potwornie żałosnego. Dziś potrafię już nie gardzić takimi dorosłymi, a żałosność postrzegam/czuję raczej w kategorii empatii wobec tej osoby: jest mi jej żal. Wiem, że przemoc rodzi przemoc i zdaję sobie sprawę, że osoba ta robi to, co zrobił jej ktoś inny.
Kiedy byłam dziewczynką doświadczającą przemocy nie mogłam traktować serio osób tę przemoc stosujących, bo w tym zachowaniu była jakaś rysa, jakaś niespójność niepasująca do obrazu osoby dojrzałej. To samo dotyczyło osób, które wiedziały o przemocowości tamtych i nic z tym fantem nie robiły – czasami nawet pomimo moich próśb. To oznacza, że prawie wszystkich dorosłych w swoim otoczeniu traktowałam z pobłażaniem. Fakt, bałam się ich, ale też nimi gardziłam.
I powiedziałam sobie, że ja będę inna.
Jestem dorosła.
Mam 36 lat.
Na pierwszy ogień poszła pogarda.
Psychoterapeutka Alice Miller pisze o tym, że osoby, które doświadczały przemocy, noszą w sobie pogardę. Pogardę wobec siebie samych przejmują od swojego oprawcy, natomiast pogardę wobec innych czują niejako w obronie przed strasznym wstydem, jaki czują będąc osobami, na których ktoś się wyżywał. John Bradshaw mówi tu o toksycznym wstydzie, który – znowu – osoba doświadczająca przemocy przejmuje od swojego oprawcy. Bo ten oprawca, o ile nie jest psychopatą, czuje wstyd. Wstydzi się swoich czynów, ale jednocześnie nie potrafi sobie pomóc i nie potrafi przestać. I ten właśnie wstyd jest przenoszony na tych, którzy doświadczają przemocy, przez co doświadczają jej jeszcze bardziej, bo np. nie potrafią mówić o swoich przeżyciach, a co za tym idzie – szukać pomocy.
Osoby, które doświadczały przemocy w dzieciństwie, niosą przez życie ogromny bagaż.
Niosą rany psychiczne, niejednokrotnie też fizyczne, niosą trudne wspomnienia, które często są zakodowane w ciele i których nie potrafią się pozbyć, niosą lęk, niosą pogardę i wstyd oprawcy, niosą przeróżne emocje, które powstały w nich samych wskutek doznanych krzywd.
Tak nie da się funkcjonować.
Nie, nie da się!
Jeśli wydaje ci się, że funkcjonujesz, to zastanów się, ile alkoholu pijesz, ile wpychasz w siebie ciasta, ile oglądasz seriali, ile miałeś/miałaś partnerów/partnerek seksualnych i czy oglądasz pornografię. I jeszcze zrób rachunek sumienia, czy gardzisz ludźmi i śmiejesz się z nich. A z siebie?
Dwa lata temu dotarło do mnie, jaka rola przypadła mi po tym, jak zdałam sobie sprawę ze swojej śmiertelności. Czułam tak paraliżujący lęk przed swoją przyszłością, że przestałam pracować, a swój byt sprowadziłam głównie do leżenia na różnego rodzaju podłożach, słuchania muzyki, spania i próby zrozumienia tych napięć, które przewalały się przez moje ciało i utrudniały asany, które kiedyś były bułką z masłem. Tak spędziłam całe lato, marmurowe liżąc rany.
Przestałam wykonywać asany.
Pływałam.
Co zrobić w obliczu zdań: „Robię tak, bo boję się, że tata znowu zbije mnie pasem. Czy mogę się przytulić?”
Bo to, że popłakać się i trząść – to jedno. To z automatu.
Ale co dalej?
Mądrze, z empatią wobec wszystkich, w tym wobec taty?
Jak żyć, żeby mieć szacunek do samej siebie?
Żeby nie gardzić samą sobą ani przed sobą nie uciekać a patrzeć spokojnie w lustro i w oczy dzieci?
I nie złamać tamtego postanowienia?
Oto, proszę Państwa, są pytania, które życie przyniosło mi w dniu katolickiego święta Boże Ciało – zaraz po tym, jak zrobiłam zdjęcia wsi, w której było cichutko jak makiem zasiał.
Przed procesją.
A ja, chodząc po zakamarkach Idzbarka, nieodparcie myślałam: cisza przed burzą…
Te zdjęcia zrobiłam w sumie dla CórkiWiśniewskiego.
Po tym, jak opublikowała Ona na fejsie swoje zdjęcie komunijne wykonane przez mojego WujkaPawła, nie było już odwrotu od tej machiny czasu i ruszyłam w Wioskę. Więcej zdjęć będzie na stronie CPP pod zakładką Reportaże. Dam znać, kiedy już je tam umieszczę. Na razie jednak mam tu pana od rozwiązań sanitarnych. Ruszyła machina budowlana…
Odnośnie literatury – mam tu wszystko i wystarczy, że do mnie napiszecie/przyjedziecie, a podzielę się.
W tym wpisie odnoszę się do Alice Miller: “Dramat udanego dziecka”, “Bunt ciała”, “Gdy runą mury milczenia”, “Zniewolone dzieciństwo. Ukryte źródła tyranii” oraz do Johna Bradshaw: “Zrozumieć rodzinę”, “Powrót do wewnętrznego domu”, “Toksyczny wstyd. Jak uzdrowić wstyd, który cię zniewala?”
Ala napisał
Dziękuję tak myślałam że to dla mnie,mimo że duch katolicyzmu już w mnie umarł z chęcią przeszła bym się z tą całą procesją żeby poobserwować ludzi i zrozumieć o co im chodzi .Bo kiedy byłam dzieckiem to kazano mi to robić bez wyjaśnienia po co.
Zdrowy Wieśniak napisał
Ach, myślę, że większość tak zwanych dorosłych też nie wie, po co to robi.
Są jednak na ten temat prace socjologiczne, np. Emile’a Durkheima “Elementarne formy życia religijnego. System totemiczny w Australii”.
Autor ponad 100 lat temu obserwował plemiona w Australii i na tej podstawie okreslił podstawowe, uniwersalne zasady działania systemów religijnych i tego, jak one ludziom porządkują świat. Chodzi właśnie o podział na czas ludzki/świecki (profanum) i czas święty (sacrum). Ten podział wraca cyklicznie. I tak oto mamy w katolicyzmie niedziele, kiedy “dzień święty święcisz” i obchodzisz go inaczej, niż dni powszednie – ubierasz się w szpilki i białą sukienkę i brniesz przez idzbarskie błoto do kościoła. Do tego dochodzi szereg szczególnych dni w cyklu rocznym (boże narodzenie, wielkanoc …) i w cyklu życia człowieka (tak zwane sakramenty). “Boże Ciało” z procesją jest jednym z takich “wyjątkowych” dni. Nie za bardzo istotne jest, co tam się robi na tej procesji (czy się chodzi w kółko kościoła, czy np. jeździłoby się tego dnia pływać w jeziorze). Chodzi o to, że to jest element powracający cyklicznie, w którym co roku są stałe reguły i wszyscy wiedzą, jak się należy zachowywać. Facet w sukience idzie pod baldachimem, który niosą strażacy. Śpiewa coś tam, wznosi do góry złoty krzyż. Dziewczynki już od młodego wieku służą śpiewającemu facetowi w sukience i sypią mu kwiatki pod nogi. Są ubrane na biało. Chłopcy chyba nie za bardzo coś robią. Na końcu całej procesji idzie “szary tłum”. (W sumie, teraz dostrzegam, że w tym rytuale najważniejszą rolę odgrywają młode, niewinne dziewice w białych sukienkach, które sypią kwiaty pod nogi facetowi, który ma zakaz uprawiania seksu i masturbacji, oraz tenże facet. Cała reszta wiernych idzie z tyłu i zawodzi. Jak to sobie interpretujesz??? Jak by to zinterpretował ktoś z całkiem innej kultury?)
Osoby niereligijne też dzielą sobie czas (i przestrzeń) na część codzienną i część świętą. Np. chlanie w weekend może być właśnie takim “sacrum” – powraca cyklicznie, jest to coś wyjątkowego, co wyróżnia się od dni powszednich. Albo “urlop” albo seriale.
Socjologowie zbadali, że tak działają ludzie. Tworzymy sobie takie podziały, rytuały, cykliczność, żeby uporządkować sobie świat i żeby łatwiej się w nim odnaleźć.
Fajnie byłoby, gdybyś rzeczywiście przeszła się z tą procesją.
Ja nie chcę tego robić, bo nie jestem członkinią Kościoła. Dokonałam aktu apostazji. Nie czuję, żeby to było w porządku, żebym towarzyszyła osobom wierzącym w ich rytuale.
Dlatego zrobiłam sobie spacer przed procesją.
Ala napisał
Pewne jest jedno, po takim spacerze w powolnym tempie można z pewnością za obserwować kto i na jakim poziomie żyje ,jaka jest jego średnia krajowa ( rozpoznać po garsonce)🤔🤔 i jak często współpracuje z pumeksem .
Zdrowy Wieśniak napisał
Hahahahahaha!!!
To dobrze, że ja przed procesją byłam i żyję w błogiej nieświadomości a propos pumeksu…