W niedzielę mój gość i ja mieliśmy już o 10. wyruszyć do Warszawy, jednak pogoda była tak piękna, a w dodatku dołączył do nas jeden z moich ulubionych ludzi. To sprawiło, że poszerzyliśmy sobie tę wiejską strefę komfortu nad Szelągiem Małym i do stolicy pojechaliśmy dopiero wieczorem. AleMężczyzna spytał z nutą nostalgii w głosie, czy w ogóle chce mi się tam jechać.
– To tak jak u Ciebie z Berlinem dwa tygodnie temu – tu jest cudownie, ale tam też będzie. To jest proces, to jest flow i wszędzie jest dla nas rozwój.
I tak oto spakowałam najlepsze sukienki, kilka par butów i dwie torebki, a o godzinie 17:56 pociąg międzymiastowy ruszył z dworca przy ulicy 11 listopada w kierunku stolicy.
W pierwszej klasie jechałam w swojej bańce komfortu, a jakże.
Nie wyprowadził mnie z niej nawet pijany młodzieniec wciskający mi do dłoni kartkę z numerem telefonu i byłam w niej tym bardziej, kiedy czekający na peronie szofer zaniósł nasze walizki do czarnego Mercedesa klasy E, który czekał na parkingu przy dworcu głównym. Gdy lokaj hotelu Bristol odebrał mój bagaż i zawiózł go do recepcji, moja strefa komfortu poszerzała się z każdym moim krokiem.
– Mamy dla pani pokój Premium na 7. piętrze. Jest też do wyboru pokój na 2. pietrze, ale wolałabym pani zaproponować ten o wyższym standardzie.
Ależ proszę bardzo!
Ania napisał
Pani wolałaby zaproponować Ci pokój o wyższym standardzie …🥂 i o to chodzi 👏
ZW napisał
Standard cudowny!
Bardzo mi tu dobrze :-*