Jako dziarska dziewczynka lubowałam się w baśniach o bohaterze, który wyrusza w podróż w poszukiwaniu rzadkiego kwiatu czy też swojej ukochanej, którą – notabene – najczęściej trzeba wyciągać z zaświatów. Charakterystyczna dla tego typu baśni była pewna trudność polegająca na tym, że bohaterowi pod żadnym pozorem nie wolno było oglądać się za siebie. To wzbudzało mój największy podziw. Szedł sobie taki jegomość przedzierając się przez ciemne lasy i mokradła, skąd dobiegały przerażające dźwięki. Bywało, że coś go chwytało za nogę, że ktoś wołał jego imię, a bohater szedł przed siebie nie oglądając się.
Myślę o tych baśniach często.
Ten typ opowieści jest moim zdaniem doskonałą metaforą rozwoju osobistego: obierasz cel i wyruszasz w drogę.
Nie wiesz, nie możesz wiedzieć, co czeka za następnym zakrętem.
Stopniowo zbliżasz się do swojego spełnienia, ale spotykają cię sytuacje, ludzie, słowa, obrazy, zapachy, w których zaklęta jest energia z twojej osobistej przeszłości.
To są twoje skarby.
Wydarzenia z przeszłości, które traumatyzują małego człowieka, zapisane są w jego ciele – w świadomości, w podświadomości, w komórkach, w mięśniach i powięzi. W psychice ludzkiej prowadzą one do wytworzenia mechanizmów obronnych, które może i dobrze działają w dzieciństwie, kiedy człowiek jest jeszcze młody i nie ma nad sobą pełnej władzy prawnej. W dorosłości jednak mechanizmy te najczęściej sprowadzają się do jednego: do tworzenia murów, pancerzy i klatek wokół siebie, tak aby nikt nie podszedł zbyt blisko. I robi się cholernie smutno i samotnie.
Na twojej drodze pojawią się sytuacje, które sprawią, że pamięć zaklęta w twoim ciele ożyje i pojawią się emocje, które kiedyś zostały stłumione, ponieważ mały człowiek nie potrafił sobie z nimi poradzić. To jest ten moment, aby naprawić tamten błąd w systemie, na podstawie którego funkcjonujesz do dziś. Naprawianie dzieje się poprzez czucie i dopuszczenie do przepływu energii. Owszem, to jest często bolesne, lecz jako osoba dorosła potrafisz już sobie poradzić z tym bólem. Co więcej, masz okazję dostrzec i zrozumieć, że on już nie zagraża twojej egzystencji. Poczuj to, przeżyj to, spróbuj zobaczyć, jakie informacje towarzyszą tym emocjom, jakie obrazy. Pozwól, aby przez ciebie płynęło, aż w końcu przepłynie. Ale uwaga: nie odwracaj się za siebie! Pamiętaj, że przeżywasz to jako osoba dorosła. Bądź przy sobie w tym doświadczeniu jako osoba dorosła i zachowaj świadomość, że już nie jesteś małym, bezbronnym zawiniątkiem, które ktoś musi nakarmić i przebrać, aby przeżyło. Teraz to wyłącznie ty dbasz o to, aby było ci ciepło, aby nie czuć głodu, aby się wyspać i wypocząć. Tamto minęło.
A więc bywają takie chwile przestoju, kiedy stoisz na swojej drodze i czujesz.
Stoisz w tej burzy śnieżnej, chmury gnają jak dzikie mustangi, grad wali ci po głowie, ty bez czapki – nawet nie masz przy sobie komina Peace & Pussy…
Stój tam, poczuj, to minie.
Pod żadnym pozorem nie oglądaj się za siebie, nie wchodź w tę sytuację z poziomu bezbronnego dziecka.
Przed tobą twój cel, a to jest tylko jedna z lekcji, którą musisz – naprawdę musisz – odrobić, aby potrafić cieszyć się osiągnięciem celu.
Im większa twoja konsekwencja w nieoglądaniu się za siebie, tym szybciej ponownie wyruszysz w trasę – jako zaktualizowana wersja siebie i bogatsza o kolejne narzędzia, które będą pomocne przy następnej takiej sytuacji. Ona nadejdzie, ale poradzenie sobie z nią będzie już dużo łatwiejsze.
Oto wielka tajemnica wiary.
(Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie, i oczekujemy Twego przyjścia w chwale – hell yeah! Bo to wszystko jest o tobie. Ty jesteś tym ludzkim bogiem i to ty cyklicznie rodzisz się na nowo,a potem umierasz, a potem rodzisz się znów i znów.)
Ja mam za sobą dwa tygodnie takiego przestoju, że raz nawet weszłam pod stół w salonie.
I patrz! Przeminęło…
A w sobotę ruszam w trasę, bo Martusia bawi w Wielkim Mieście, więc:
Dodaj komentarz