Do końca miesiąca nasze ulubione miejsce do pływania – Louisiana – jest pod okupacją ośiemdziesięciu harcerzy i harcerek. PTTK zwany Paradizem jest nieco głośny ze względu na objazd, a plaża w Kątnie jest bardzo oblegana. Dlatego wczoraj wieczorem postanowiliśmy odwiedzić plażę przy Hotelu Anders. To tam, skąd Agussiek ma zdjęcie profilowe na blogu.
Pamiętam czasy, kiedy zjeżdżała się tam śmietanka polskich seriali – Zdziśki, Czesie i listononsze z Klanu i Złotopolskich. Pamiętam, jak podczas Swatch World Tour w siatkówkę plażową grali tam brazylijscy olimpijczycy i dwumetrowi Norwegowie, a zaraz po Nich – kobiety umięśnione jak roboty (ulubione Człowieka z Żelaza…). Było się na jednym czy drugim bankiecie czy ognisku, tańczyło się do setów DJ Noviki na plaży przy blasku księżyca, niejedne frytki z baru się zjadło, ale czasy się zmieniają.
Postęp nie zawsze jest do przodu.
Zbawienny postęp w Hotelu Anders polega na tym, że w tym roku nie ma tam całej tej nowoczesnej infrastruktury przemysłu odpoczynkowego, a zamiast tego – jak za “naszych czasów” – panują zapach kiełbasy z ogniska i zbutwiałych domków letniskowych oraz szanty grane żywo. Coś jak Mikołajki anno 1999.
Pływa się w tym bosko!
I w ogóle, od kwietnia, całe lato jest jak jakaś bajka.
Dodaj komentarz