Zdarzyło Wam się kiedyś być ujaranym w ONZecie?
Nie?
No właśnie. I to jest ta drobna różnica pomiędzy nami…
Koniczek znowu zażywa życia pełną piersią i tym razem nie jest to metafora.
Odyseja Koniczna rozpoczęła się 11-tego czerwca pod jakże komfortowym hotelem Westin Bellevue w Dreźnie, skąd o godzinie 14:30 odebrała nas taksówka. Wszystko było idealnie zaplanowane – miałam lecieć sama do Bazylei, a stamtąd pociągiem do Genewy. Jedna przesiadka, no już trudno. Miałam być na miejscu o 22-giej. A potem wszystko się spektakularnie rozjechało.
We Francji były strajki, do tego doszyły jakieś szalone burze nad Alpami, więc wylądowałam o 20-tej i jedyną możliwością dotarcia do Genewy było połączenie z czterema przesiadkami. Chwilę przed północą na wpół przytomna ciągnęłam walizkę przez zalane podziemia dworca w Lozannie, ale już po pierwszej mijałam atrakcyjne, bujne i obfite kobiety szafujące swoimi wdziękami na genewskiej Rue de Berne oraz młodych mężczyzn porozstawianych po kątach tejże ulicy, łypiących znad trupio bladych wyświetlaczy swoich telefonów.
Koniczek! Czyżby powtórka z Luksemburga? Gdzieś ty żeś się wpakowała?
Kilkaset metrów dalej wszystko ucichło raptownie, a elewacje budynków stały się czyste i nabrały delikatnych odcieni pasteli. Wpisałam kod do domofonu i wjechałam windą na drugie piętro, gdzie miałam zadzwonić do drzwi z napisem Outre Bresil. Zapach trawki, smak wolności wydobywał się ze szczelin masywnych, drewnianych drzwi wejściowych, ale byłam tak zmęczona, że postanowiłam pomyśleć o tym innym razem.
Aha. Nie pisałam o tym. Zrobiłam sobie mały eksperyment społeczny, wyszłam ze swojej strefy komfortu i po raz pierwszy w życiu zamówiłam pokój poprzez Airbnb. Jak miało się niebawem okazać, taką odwagę Wszechświat hojnie wynagrodził szerokim pasmem wartkich przeżyć.
Kiedy około 20-tej wróciłam z konferencji i małych zakupów spożywczych, zapach trawki, smak wolności powitały mnie już na dole i pozostało mi tylko uśmiechnąć się pod nosem. Przypomniał mi się pewien tydzień na studiach, kiedy byliśmy bezdomni i mieszkaliśmy w takiej komunie. Nieważne. W kuchni mieszkania oprócz gospodyni były jeszcze dwie kobiety i jeden młody mężczyzna z finezyjnie przyciętą brodą.
– Aaaa, ty jesteś artystką, to na pewno palisz zioło – stwierdziła gospodyni podając mi skręta.
– No jestem artystką, ale taką z alergiami. Ja nawet nie jem ciasta… a co dopiero zioło. To by mnie pewnie zabiło. Lepiej nie.
– Anita ma dziś urodziny. 70-te! – powiedziała Ona podając blanta siedemdziesięcioletniej jubilatce, która, zaciągnąwszy się obficie, pokazała równe uzębienie, którego biel dorównywała kolorowi Jej trwałej ondulacji. – Aha, no dobrze, a rosé pijesz?
Patrząc, jak kuchnia zapełnia się delikatną mgiełką, przypomniałam sobie, że tego ranka Gospodyni starannie uszczelniła szparę pod drzwiami prowadzącymi do mojego pokoju… Ale cóż, wystawiłam swoje zakupy na stół, do przygotowanego tam poczęstunku, nałożyłam sobie brazylijskiej sałatki jajecznej i guacamole, rozpakowałam sałatkę z brązowym ryżem i odpłynęłam. Jeszcze podali mi to wino.
Jeśli ja mam odlot i niebotycznego, kilkudniowego kaca od chleba, to jak myślicie, co dzieje się po takiej nocy w oparach brazylijskiej imprezy?
Przekonajmy się o tym już teraz, w siedzibie głównej ONZ w Genewie.
Passiv kiffen leicht gemacht mit
Konichiwa Koniczek –
mózg chwilowo z waty,
ale bicepsy ze stali.
Ala napisał
Czyta się jednym tchem a dziś to już wyjątkowo ,nawet przez chwilę poczułam zapach . Koniecznie ,książka musi być.Masz talent pozdrawiam
ZW napisał
Haha, “jednym tchem” to i moje motto na dziś. Babcia wstała rano i od razu skręciła sobiej jointa na śniadanie…
Dziękuję!
Ala napisał
😱 nie możliwe ! Gdzie Ty się obstajesz . Żeby to dziadek widział , ale on robił to samo zapewne z rana tylko i innym składem w środku 😊
Zdrowy Wieśniak napisał
Tak, tak. Dziadek palił papierosy bez filtra od piatego roku życia!
Jakby miał w Złotowie pod ręką zioło, to pewnie też by palił…