8 i 9 marca 2019 roku, a więc w miniony weekend, miałam możliwość, przyjemność i zaszczyt spotkać się z Mariną Abramović – jedną z najsłynniejszych żyjących artystek i być może najlepiej wypromowaną współczesną artystką. Na spotkanie w Toruniu jechałam w piątek razem z Su. Jako że obydwie byłyśmy dość osowiałe, ja nie miałam w sobie ekscytacji ani żadnych oczekiwań. Marina Abramović osobiście otwierała retrospektywę 50 lat swojej pracy artystycznej i należy tutaj zauważyć, że fakt, iż miało to miejsce w Toruniu – wcale nie w Warszawie – ba! że w ogóle miało to miejsce w Polsce, jest już ewenementem. Szczęśliwy traf, który sprawił, że udało mi się kupić dwa bilety na to wydarzenie, jest już w ogóle niebywały.
To właśnie zaczęłam czuć całą sobą, kiedy po godzinnym oczekiwaniu w barze CSW – przy zupie soczewicowej, herbacie i Krucjacie Różańca za oknem – rozpoczęłam zwiedzanie wystawy. Su nadal liczyła ryż i soczewicę w pierwszym pomieszczeniu na parterze, kiedy ja stopień po stopniu zbliżałam się do pierwszego piętra.
Jak dobrze było pojechać tam z tak neutralną postawą oraz ze starannym przygotowaniem, jakie dała mi lektura autobiografii artystki zatytułowanej “Walk through walls”. Nie zrozumiałabym tych prac bez niej, a jednak nie jest tak, że te dzieła pozostałyby obojętne. Jak mówi sama artystka, It’s all about the state of mind. To stan umysłu artystki/artysty w trakcie tworzenia decyduje o jakości pracy. To energia tchnięta w dzieło sprawia, że ono przemawia do publiczności.
Wystawa The Cleaner jest gęsta i wymusza uważność/obecność. Sama artystka jest osobą o niezwykłej obecności w Tu i Teraz, co zresztą jest częścią opracowanej przez Nią Metody Abramović, z której korzysta chociażby Lady Gaga. Sobotnie spotkanie z Mariną w centrum kongresowym Jordanki obok CSW było więc ascetyczne a esencjonalne. Nie sądziłam wtedy, że za kilka godzin będzie mi dane usiąść naprzeciwko artystki i spojrzeć Jej w oczy – zupełnie jak w słynnym performansie The artist is present. Wszystko działo się tak szybko, tych wydarzeń było tak dużo, że dopiero wczoraj zaczęłam to układać w sobie. Siedziałam z Mariną Abramobić w Toruniu. Kiedy już zaczęło docierać, musiałam porzucić telefon i iść w botanikę.
Sztuka Mariny Abramović porusza tak mocno, bo jest tak prosta, “banalna” i ludzka, że nasuwa pytanie o to, dlaczego nazywana jest sztuką? Dlaczego w Nowym Jorku ludzie czekali kilkanaście godzin w kolejce, aby w muzeum usiąść naprzeciwko obcej im kobiety i patrzeć Jej w oczy? Przecież mogli to zrobić z kimkolwiek i gdziekolwiek – nawet w kawiarni albo w pracy.
Dlaczego więc tego nie robią?
Dobra Sztuka jest uniwersalna – ani męska, ani żeńska – i porusza głęboko ludzkie obszary życia. Ona zadaje pytania albo skłania nas do ich zadawania. Wydobywa na powierzchnię to, co nam umyka. Przewiduje przyszłość. Dotyka.
Pamiętacie 2015 i 2016 rok na blogu? Ja ciągle chodziłam w botanikę.
I teraz mamy tego skutki.
Jak niesamowicie rozkoszne jest życie, kiedy posiądzie się umiejętność bycia w teraz!
Dodaj komentarz