– 160 – powiedziała Sandra – powiedziałabyś?
Sunęłyśmy trasą szybkiego ruchu z Warszawy w kierunku naszego rodzinnego miasta popijając zieloną herbatę marki Lipton. Samochód stabilnie trzymał się drogi i wiózł nas ku nowemu. Tydzień był już lekko nadgryziony, za nami koncert gongów przy ulicy Francuskiej w Warszawie oraz niedoszła kawa z Menedżerem Gwiazd. Co się odwlecze, to nie uciecze. Na kawę w Bristolu mogę umówić się choćby na czwartek.
– Uffff…. Czuję się tak, jakbym zrzuciła z siebie wszystko. Jakbym zamknęła coś ogromnego, pozamiatała i wznosiła się w górę. Whoa, jakie orgazmiczne życie. OMG!
Był ciepły, słoneczny dzień.
W bagażniku wiozłyśmy gong i cały arsenał instrumentów i już tylko godzina dzieliła mnie od otwarcia nowego rachunku bankowego dla mojej fundacji. Tu też miało nastąpić nowe. Teraz najważniejsze miejsca w mieście mam skupione wokół parku, w którym kiedyś prawie kupiliśmy kawiarnię dla fundacji. Pamiętacie to w ogóle?
Po powrocie z Warszawy wpadłam w prawdziwy wir zaległych spraw. To między innymi popsuty telefon zgotował mi ten los i trzeba było nadgonić z zadaniami. Kasia przygotowywała dla mnie prezentację, którą w sobotę przedstawiłam warszawskiemu klubowi Soroptymistek, do którego mnie właśnie przyjęto. Oprócz tego pracowała Ona nad jedną z ofert szkoleniowych fundacji, które niebawem przedstawię kontrahentom, a także nad ofertami programowymi Giardino di Delizie, który to zespół bukuję na festiwal na sierpień 2020. Ja z kolei zajęłam się wysyłaniem ofert do biur festiwalowych. Ta praca mogłaby nie mieć końca, no ale przecież chcę także mieć czas na słuchanie deszczu i jedzenie zupy grzybowej. I na Wieśniaka, do którego teraz zaglądam dużo rzadziej. To się prawdopodobnie unormuje, kiedy będę miała u swojego boku wiernego asystenta. Na razie szukam.
Ten tydzień był tygodniem zamiatania.
Dopiero wczoraj dotarło do mnie (przeczytałam na Moonset), że w sobotę był nie tylko nów, ale także początek nowego cyklu numerologicznego. I tak oto u mnie skończył się rok pod znakiem “9”, czyli rok zamykania starego cyklu. Weszłam w rok “0”, a więc zaczynam cykl od nowa. I dokładnie w sobotę, w godzinę nowiu, jakbym obwieściła światu swoją prezentacją, kim jestem na kolejne 10 lat. Funny. Właśnie wtedy opowiadałam Soroptymistkom o tym, co robię.
Podczas gdy przez ostatnie 10 lat byłam tłumaczką i prowadziłam biznes, który formalnie otworzyłam dokładnie 10 lat temu po byciu zaprzysiężoną jako tłumaczka, teraz zaczynam czas artystyczno-intelektualny. Z przytupem i rozmachem – Soroptymistki, Fundacja, zdjęcia, koncerty, doktorat, imprezy i wystawy (w tym tygodniu kolejne dwa fantastyczne wydarzenia w Trójmieście) oraz gwiazdy na moim Instagramie.
Kosmos.
Wszechświat.
Moja droga mleczna.
To był bardzo różnorodny tydzień.
Moje ciało domaga się biegania w przyrodzie i surowizny, a że okoliczności są jesienne, to dorzucam codziennie dwie porcje grzybów. A pościel z magla już na nie mnie czeka. Pani zadzwoniła w sobotę mówiąc: Olga Żmijewska? TA Olga Żmijewska z Idzbarka?
Hm….
To ja.
Dodaj komentarz