Podobno potrzeba 21 dni, aby jakaś czynność wykonywana regularnie stała się nawykiem.
Dlatego tak bardzo ucieszyła mnie sytuacja tzw. kwarantanny czy też aresztu domowego – jak kto woli.
Pisałam o tym we wpisie “Zostaję w domu” mając na myśli nadzieję, że przymusowa redukcja bodźców zewnętrznych w naturalny sposób wytworzy w ludziach nowe nawyki.
Ja także nie pozostałam nietknięta przez te skutki.
Na początku kwietnia moja fejsbukowa znajoma – osoba prominentna w świecie rozwoju duchowego – zapowiedziała swoje odejście z Facebooka.
Przesłała mi filmik, w którym wyjaśnia swoje powody i wskazuje na swoją dosć rozbudowaną stronę internetową.
Jej argumentacja trafiła do mnie w stu procentach, gdyż zawierała przemyślenia i obserwacje, które sama przejawiam od około roku, o czym niejednokrotnie rozmawiałam z Sandrą.
Jedno z nich to: kto tu komu służy? Kto kogo zasila?
Już dawno zauważyłam, że po porannym sprawdzeniu nowinek na fejsie i Instagramie nie mam już w sobie energii na tworzenie własnych treści, a przecież od tego się zaczęło!
Zaczęło się od Wieśniaka, a ja go tak haniebnie zaniedbuję robiąc zdjęcia telefonem i wstawiając je na Instastories zamiast tutaj. A przecież to jest moja uwaga, moja energia, mój czas, którymi zasilam twór stworzony przez kogoś innego, na którym to ktoś inny zarabia miliony. Nie ja.
Decyzja Estery nie sprawiła, że zlikwidowałam swoje konta w mediach społecznościowych, ale jednak nie pozostała bez echa.
Na razie, tuż po decyzji Estery, skasowałam aplikację Facebooka z telefonu.
Przez pierwsze dwa tygodnie wyraźnie zauważałam, że po sprawdzeniu wiadomości w różnych komunikatorach automatycznie szukam fejsowej ikonki, ale później ten stary nawyk rozpłynął się i zrobił miejsce nowemu: wyłączaniu telefonu wieczorem i niewłączaniu go rano.
Przedwczoraj wstałam już o szóstej (wczesne wstawanie to kolejny nowy nawyk nabyty podczas kwarantanny) i – kuszona obłędną mgłą – zeszłam na dół do salonu, gdzie postanowiłam wypić kawę przy otwartym oknie, wypatrując kształtów drzew wyłaniających się z mlecznej powłoki krajobrazu. Powietrze było mroźne i nawet wełniany koc nie był w stanie dostatecznie mnie ogrzać, więc postanowiłam wskoczyć w ciepłe ubrania outdoor’owe i wyjść w tę magię.
Spacer był bajeczny, a po powrocie zabrałam się do wstawiania materiałów fotograficznych na Wieśniaka, aby się z Wami podzielić.
I co się stało?
Wstawiłam je najpierw na Instagram.
Tam pojawiły się komentarze, ba, wyłoniła się cała długa konwersacja, a potem Mężczyzna wrócił z lasu i zrobiliśmy lunch.
Potem była niedziela i nie miałam ochoty włączać komputera, więc materiały wstawiam dopiero dziś.
Tak być nie będzie, Koniczek!
Z grubsza pozbyłam się fejsa ze swojego życia (bo na komputerze wchodzę tam rzadko), więc czas na nowy nawyk:
Zasilam siebie i Imperium Zdrowego Wieśniaka!
Pozdrowienia z Bajki:
Ania napisał
Pelna zgoda. Ja szczerze mowiac nie rozumiem fenomenu FB etc. Jakis czas temu okazalo sie , ze jak ktos nie ma tych komunikatorow, to nic nie wie I nigdzie nie jest zapraszany😂😂😂 bo kazdy uwaza ze jak cos tam oglosil to juz nie “musi” juz indywidualnie przekazywac znajomym… no coz ja nie mam tych wynalazkow 😉 wiec do nas ludzie dzwonia lub przyjezdzaja. Na koniec dnia okazuje sie, ze wiemy to, co jest nam faktycznie potrzebne 🥳. To chyba tak jak z ogladaniem TV … czy my musimy wiedziec to, co ktos chce nam powiedziec? Czy to co jest nam potrzebne?
ZW napisał
Masz rację 🙂
To co ma do mnie przyjść i tak przyjdzie, prawda?
Wczoraj na przykład znalazła mnie pani od fotowoltaiki i już to jest fantastyczne, ale najlepsze jest to, że Ona prywatnie jest zaangażowana w sprawy z nurtu Esther Hicks i to już mnie wykatapultowało z laczków! Pani z Dajtek, BTW 😉
A znalazła mnie na moim podwórku, za domem. Po prostu przyjechała i weszła na posesję i szukała mnie aż do skutku. Z własnej inicjatywy, patrząc po rozmiarze dachu i dachówkach (bo takie są kryteria dla fotowoltaiki). Bardzo mnie ta sytuacja rozbawiła, bo pani jest przedstawicielką firmy fotowoltaicznej, a ja chcę mieć taką instalację, ale nie mam czasu szukać, więc poprosiłam, żeby to samo do mnie przyszło. No i przyszło – energia słoneczna w połączeniu z energią wszechświata zmaterializowały mi się w ciele pięknej kobiety przy rabatkach z lawendą 🙂
Miałam wczoraj niezły ubaw ze swojej kreacji!
Ania napisał
Niezle, wszystko na raz:) I jeszcze te Dajtki 😊 uwielbiam takie historie!
Zdrowy Wieśniak napisał
W czwartek kontynuacja tej historii. Zobaczymy.