W kółko śniło mi się, że jadę samochodem do Niemiec.
Mozolne to były sny, trzeba było gdzieś nocować po drodze, gdzieś w obskurnych noclegowniach, gdzie podawali golonkę.
Ale ostatnio śni mi się rzeka. Bardzo konkretna rzeka – Drwęca, która płynie przez Idzbark.
Śnią mi się powiększające się osiedla, drogi, skrzyżowania i ta rzeka w bajkowej dolinie niczym w dżungli.
Wczoraj śniłam, że znów muszę jechać do Niemiec, a przecież jest lato i przyroda bujna i rzeka w dolinie, a ja znów muszę to wszystko opuszczać i jechać do pracy…
I wtedy – we śnie – powiedziałam: ale przecież ja już nie muszę jeździć do Niemiec! Nie pamiętasz?! Od wielu lat mieszkam już w Polsce i już nigdzie nie muszę jeździć!
Koniec z tym, zostaję na wakacje tutaj!
I zostałam na wsi i poszłam nad rzekę.
Po tym śnie spędziłam godzinę na poddaszu, wśród płyt analogowych oraz ośnieżonych wierzchołków świerków, podczas gdy Mężczyzna pojechał na biegówkach…nad rzekę.
I Bruksela też mi się śni – kilkupiętrowy dom, a w nim pokój z zaścielonym łóżkiem i starymi płytami i kasetami VHS.
Ale nie ma tam nikogo oprócz kota, więc idę stamtąd i pojawiam się we Frankfurcie nad Odrą.
Całe moje życie w pigułce…
Ci mężczyźni – ich nigdy nie ma w tych snach.
Zawsze gdzieś poszli – nad jezioro albo do parlamentu. Albo do kościoła.
Już mi się to znudziło, więc buduję swoje Imperium Zdrowy Wieśniak.
Jutro mamy o tym spotkanie.
Dodaj komentarz