Religion lost in 1994.
W Iławie – z prostymi zębami – odkryłam nową knajpkę, gdzie serwują bezpieczne jedzenie. Urządziwszy sobie ucztę przeczytałam tekst Redaktora F, a następnie pojechałam do Sandry. Tam wyszłam z siebie i poszybowałam kilka metrów w górę, aż poczułam palącą potrzebę zanurkowania w jeziorze. Nago i samotnie. Pojechałam na Beczalnię. Pomyślałam, że już trudno, jeśli będzie tam ten mężczyzna, który zaczął przyjeżdżać, kiedy byłam sama i bardzo, ale to bardzo nie chciałam mieć wokoł siebie żadnych mężczyzn. Pomyślałam, że powiem mu, że muszę tu teraz wejść bez ubrań i trudno. Handluj z tym, mężczyzno.
Ale nie było go tam.
Kiedy rozebrałam się i właśnie chciałam wejść do wody, podpłynęła łódka z kilkunastoma osobami. Wszyscy niezwykle kulturalni. Przepłyneli bez komentarza. Zanurzyłam się i było dokładnie tak, jak chciałam. Wyszłam po kilku, może kilkunastu minutach, a że nie miałam przy sobie ręcznika, usiadłam w smudze popołudniowego światła i zaczęłam czytać książkę.
Po chwili usłyszałam szum silnika samochodu. Pomyślałam, że to MotownLover, który wiedział, że tam jestem. Samochód zaczął jednak zjeżdżać w dół, ku plaży, czego my nigdy nie robimy. Zza liści robinii wyłaniał się napis “Straż leśna”. Siedząc tak w pozycji warszawskiej syrenki – bez ręcznika, bez ubrań, a tylko z książką i kluczykami do malucha, zaśmiałam się w głos. Młodzi panowie strażnicy nie dali niczego po sobie poznać i pojechali dalej, na sąsiednią plażę zwaną Louisianą. Zapewne do tego wraku.
Książka dotyczyła wyzwolenia kobiet w każdym aspekcie i nawet przykuła moją uwagę. Zmieniłam pozycję i usiadłam przodem do jeziora, kiedy usłyszałam wracający pojazd straży leśnej. Siedząc tak plecami do trasy, którą musiał pokonać, zorientowałam się, że ten samochód tam stoi. Cóż mi pozostało? Odwróciłam się do panów i uśmiechnęłam, na co oni włączyli syrenę i odjechali…
Później w Pałacu nie mogłam już przebywać w niczyim towarzystwie. Chwilę po 9-tej zasnęłam kamiennym snem i obudziło mnie dopiero poranne słońce zaglądające do Artystycznego zza dachu siedziby Sztuki Wolności.
In this great future you can’t forget your past.
Być może właśnie dlatego dostaję teraz zdjęcia z lat 30-tych na których jest sąsiedni dom, który bardzo chciałabym kiedyś kupić dla swojej fundacji. Być może dlatego dostaję mapki swojej rodzinnej wsi, a prowadzą one do Kamerunu, czyli do części wsi, w której tuż po wojnie osiedlili się moi przodkowie z Makowa Mazowieckiego, których ja jednak nigdy nie poznałam. Co więcej, Oni byli tu najpierw, a ja zawsze myślałam tylko o tej innej linii Plemienia Żmijowego. Tę część swojej rodziny jakby wymazałam ze swojej świadomości. Albo jej tam nigdy nie wpuściłam.
Sandra zapytałaby: “I czego cię to uczy?”
Ala napisał
Dziś bardzo podoba mi się wpis dlatego zostawię tu miły komentarz.Przepiekna syreno pozdrawiam Cię z mojego padoła, niegdyś i Twojego.
ZW napisał
Padół łez nasz niemiecki…
Przepiękna Janet, dziękuję, a i ja Cię pozdrawiam – z raju, niegdyś i Twojego <3
Pamiętaj, że on nie jest stracony!