–Ihr müsst da unbedingt hin! Da sind nur alte Leute – powiedziała siostra Olafa wróciwszy z Abano na początku 2018 roku. Alte Leute? Nie mogło mnie tu zabraknąć. Uwielbiam tak zwanych starych ludzi. Najczęściej mają świetną energię, bo czas rywalizacji i pogoni mają już za sobą. Często potrafią odpuścić i po prostu obserwować, zamiast silić się na udawanie czegokolwiek. Nie mówiąc już o doświadczeniu życiowym. I tak właśnie trafiłam do tego miasteczka pomiędzy Padwą a Wenecją, które lata blasku i świetności ma już dawno za sobą. Jak dobrze, że jest jeszcze klientela za Wschodu, która dopiero nadrabia splendor wód! I tak oto hotel President jest prowadzony przez Rosjan. Część obsługi także jest z Rosji, ale goście już mniej.
Jakby nie było, czuję się tu znakomicie.
Kilka razy dziennie serwis w pokoju, jedzenie fantastyczne i piękny, stylowy wystrój, w którym porusza się dyskretna obsługa. Żadnych nieprzyjemnych zaczepek, pełna klasa. Żadnych ekscesów kokainowych, cisza nocna grubo przed północą. No – po prostu jak w Crystal Palace.
Należę do zdecydowanie, bardzo zdecydowanie najmłodszych osób wśród kuracjuszek i kuracjuszy, ale panowie w liberii są profesjonalistami – czy to w restauracji, czy to w części basenowej. To jest naprawdę bezcenne i tak mnie to ujęło, że rzeczywiście postanowiłam nigdzie nie wyjeżdżać. Padwa i Genewa poczekają. Wczoraj byłam tylko na krótkim spacerze. Dość przygnębiające doświadczenie, ale kto wie, na co mi się przyda? Na jakieś opowiadanie będzie jak znalazł…
Wczoraj wieczorem w hotelu odbył się pokaz mody. Zapewniam Was, że niezwykłym przeżyciem był udział w tymże przedsięwzięciu, kiedy włoski DJ ze złotym łańcuszkiem na szyi starannie selekcjonował muzykę dla zebranych gości: Saturday Night Fever, Girls just wanna have fun a może Dancing Queen?
Young and sweet, only seventy…
A w pokoju nadal ukrop…
Dodaj komentarz