z Legnicy w niedzielę wieczorem,
ale na szczęście w poniedziałek już sobie pójdą:
Jedni są z wielomilionowych metropolii,
inni – z wiosek, które mają jakieś 500 mieszkańców.
Plusy takiej wioski?
Well, na przykład jeśli w poniedziałkowe południe jedziesz pod jedynkę,
żeby podrzucić coś od Aguśka,
możesz tam spotkać listonosza, który zawoła:
“w poniedziałki zawsze jest coś dla pani – gazetki, o proszę”,
a jeśli masz to szczęście, że niedawno wtajemniczałaś debiutującą powieściopisarkę w
uciechy gotowania,
to listonosz dorzuci literaturę, o której rozmawiałyście podczas przyrządzania
zupy rybnej,
ale o tym później.
Tymczasem trzeba coś jeść:
PS Dni na wiosce są zdecydowanie za krótkie!
Codziennie jakieś wyjątkowe highlight’y i ten czas ucieka.
Wczorajszy wieczór na przykład upłynął mi na gotowaniu grochu na pastę i
zamawianiu stu ton granitu łupkowego (oczywiście, że mnie na to nie stać – dostałam w prezencie!).
Nie mówiąc już o arcyciekawej rozmowie telefonicznej.
Tak trzymać, kibicuję!
Dodaj komentarz