Wróciłam!
Doprawdy nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w tym stanie, w tych falach mózgowych, w tym spokoju i w tak zwanym kobiecym, czyli w energii Jin.
Naprawdę nie pamiętam.
Mam wrażenie, że to mogło być w okolicy przesilenia zimowego, a więc pod koniec grudnia.
Wtedy była przerwa w budowie, a i ja nie byłam w tę budowę jeszcze tak mocno zaangażowana, ponieważ panowie po prostu ocieplali dach.
Nie było tam dla mnie dużego pola do popisu, nie podejmowałam żadnych decyzji, nie chodziłam tam oglądać postępów prac.
Rozwój osobisty – czy to w toku psychoterapii, czy to w postaci rozwoju duchowości – jest kroczeniem po spirali.
Rozwój nie jest linearny. Nie ma tak, że raz odhaczysz temat i idziesz dalej. Każda osoba ma swój pakiet tematów do przerobienia i pracuje z nimi przez całe życie, tyle że za każdym razem z innego poziomu. Doświadczamy, uczymy się, wyciągamy wnioski, a to wszystko nas wzbogaca. Kiedy po raz kolejny pojawia się temat z osobistego pakietu rozwoju, masz już nowe narzędzia, żeby z nim pracować i wejść głębiej. I tak ciągle…
Właśnie uzupełniłam swoją skrzynkę z narzędziami do posługiwania się energiami Jin i Jang, czy też tak zwanymi energiami kobiecą i męską.
Zyskałam bardzo cenne narzędzie, które pozwoliło mi nie tyle zrozumieć, co poczuć, że nie jest w moim interesie realizowanie obszarów głównie z obszaru Jang (czyli tak zwanego męskiego). Jako istota ludzka o kobiecych narządach płciowych i przeważającym zestawie hormonów żeńskich z natury mam bliżej do energii Jin. Z kultury jednak kultywowałam tę drugą. To nic nadzwyczajnego. Po prostu żyjemy w kulturze Zachodu, która od tysiącleci jest kulturą patriarchatu, gdzie uznanie otrzymują jakości i działania z obszaru Jang, a więc męskiego. W patriarchacie, to co kobiece – a także kobieta jako istota – uznawane jest za słabsze, gorsze, a nawet – godne pogardy. Gdy dorastasz w takim środowisku, niekoniecznie chcesz identyfikować się z tym, co kulturowo jest umniejszane i wyśmiewane po to, aby w niepohamowany sposób mogło być wykorzystywane.
Dlatego kultura patriarchatu jest kulturą bez kobiet.
Tak, kultura patriarchatu jest kulturą bez kobiet, ponieważ tutaj nawet istoty ludzkie posiadające żeńskie narządy płciowe kultywują głównie energię męską. Ruch feministyczny jest pięknym przykładem dla mojej tezy: protest i walka wynikające z uznania patriarchalnego systemu władzy za oczywistość. Protest i walka mogą dotyczyć tylko czegoś, co zostało uznane. Dlatego protest paradoksalnie umacnia to, co pozornie ma zmieniać. Jest to działanie z obszaru Jang. Także media i przedstawiana tam wizja kobiecości są z nurtu energii męskiej. Istoty ludzkie z napompowanymi wargami i piersiami, z wypiętymi pośladkami to nic innego, jak ziszczenie wyobrażeń z perspektywy male gaze (męskiego spojrzenia) i to jeszcze z bardzo niskich rejestrów pornograficznych.
Czemu to ma w ogóle służyć?
Kuszeniu odbiorcy z penisem, który jest tak bardzo, ale to tak bardzo niewyrafinowany, że uwarunkował swoje pożądanie seksualne tworzywem sztucznym pod skórą innej istoty ludzkiej?
Seriously?? Why?!
A tak w ogóle, to zastanawia mnie koncepcja kuszenia.
Wciska nam się mit o Ewie, która połknęła kęs jabłka, a resztę oddała Adamowi, który wszystko zżarł.
Dla mnie nie jest to opowieść o kuszeniu, lecz o niezależności, odpowiedzialności, niepohamowaniu oraz o braku uważności i własnego rozumu.
Mam za sobą pięć lat bardzo, bardzo intensywnej i świadomej pracy ukierunkowanej na powrót do domu.
Właśnie zrozumiałam, że chodziło o wejście w Jin.
Dzisiaj oczekuję przesyłki kurierskiej, z której dowiem się więcej. Ten proces został bowiem zbadany i opisany. Chodzi o kobiecą ścieżkę rozwoju w poszanowaniu dla etapów rozwoju statystycznie częściej przeżywanych przez osoby z żeńskimi narządami płciowymi. To co stopniowo odkrywał i opisywał Zygmunt Freud jest bliższe doświadczeniom osób z penisem. Hehe – żadna tam niespodzianka nie? Jeśli typ pisał o Penisneid. Biedak, widocznie nie potrafił wyobrazić sobie, że bez penisa też jest naprawdę spoko. Rozkosznie do granic wytrzymałości, Zygmunt! Picture that!
No dobrze.
To było we wtorek.
We wtorek skontaktowałam się ze swoją energią Jin, która kategorycznie odmówiła pakowania walizek i spędzenia dwóch dni w pociągach.
Zostałam zatem w Idzbarku, a wieczorem miałam nieodpartą potrzebę biegania. Był to pierwszy bieg w tym roku. No tak, wcześniej ciągle byłam zmęczona remontem, więc kiedy miałabym biegać? Zrobiłam małą rundkę i rozbolało mnie kolano, po czym spektakularnie wpakowałam się do kałuży. Śmiałam się w głos. Kiedy po zachodzie słońca dotarłam na pole Zwierzyka, zobaczyłam tam dwa zające. I przypomniałam sobie tamten wieczór. To było pięć lat temu. Byłam przekonana, że muszę coś dogonić. Byłam w tym niestrudzona i nieustraszona. Pięć lat gonitwy po to, aby znów znaleźć się na tym polu, znów zobaczyć te zające i – tym razem – poczuć, że nigdzie się stąd nie ruszam. Dziękuję. Lekcja odrobiona. Wszystko było tu, było we mnie, ale ja potrzebowałam nauczyć się języka, w którym do siebie mówiłam. Niczym Alchemik wróciłam do domu i odkryłam, że to tutaj jest ten skarb. Jest i był i sobie czekał. Ach, ten tandetny Coelho, z którego śmieje się cały patriarchat.
Dopiero kiedy przestaniesz coś oceniać/obśmiewać, możesz skorzystać z daru, który tam dla Ciebie jest.
Dotyczy to także Ciebie samego…
Capito?
Ania napisał
Ale ta piosenka mi chodzila po glowie:) jest tez na mojej liscie. Tylko jeszcze nie wiem na ktory dzien…
ZW napisał
Ekstra!!!
Ona pasuje idealnie 🙂
Ania napisał
Co do Jin …dziewczynyki wychowane w takiej energii czy tez collective consciousness nosza sukienki, torebki i kapelusze. Wygladaja wiec jak kobiety, tylko ze tez nosza ciezkie przedmioty lub pracuja jak mezczyzni… 🤦♀️ A potem tym facetom jednak cos sie nie zgadza… czuja ze cos tu jest jednak nie tak 😉 No I wszyscy czuja sie wtedy jakby niekomfortowo 😉…
ZW napisał
To ja!
Torebki i kapelusze, w torebce nóż budowlany.
No kidding…
Był o tym nawet wpis na Wieśniaku.