Siedzę w ogrodzie na macie do ćwiczeń, którą jako nastolatka kupiłam sobie w dyskoncie Aldi.
Jest niedziela, chyba nawet już działa kościół, więc we wsi jest cicho, jak rzadko. Z oddali dobiega pianie koguta, a z bliskiego sąsiedztwa słyszę odgłosy piskląt. Nie potrafię już stwierdzić, czy to kaczki czy kurczęta. W świerkach buszują sroki – są tym razem aż dwa gniazda. Od czasu do czasu odzywają się nowo wyklute maluchy, podobnie jak kukułka od strony lasu. Nade mną właśnie przefrunął bocian.
Jesteśmy na Mazurach, więc kwitną drzewka owocowe (które na zachodzie kraju i Europy już dawno przekwitły), a podwórze jest usłane żółtymi kwiatami mniszka lekarskiego, które gdzieniegdzie już transcendują w bardziej ulotną formę.
Jest naprawdę cicho i spokojnie, a w domu odbywa się magia.
To znaczy, akurat jest przerwa, ale co do zasady są tam odprawiane czary.
Przybyła do nas nowa pomoc domowa. Prosiłam o Nią długo, długo i jest.
Na tym przykładzie rozumiem już, że czasami trzeba poczekać dłużej – jeśli chcesz, żeby było z worteksu i tak, jak potrzebujesz.
Po 2019 roku, kiedy byłam rzadkim gościem w tym domu, i po kwarantannie, kiedy pilniejsze było sprzątanie w innym wymiarze, Pałac wyglądał jak haniebny grajdół.
Było mi z tym już tak źle, że nawet nie robiłam w nim zdjęć, co przecież wcześniej było kwintesencją mojego jestestwa w tym miejscu.
Koniec z grajdołem.
Znacie to uczucie – ono jest bardziej z serca, niż z rozumu – że oto jesteście we właściwym miejscu? W swoim duchowym domu?
Że oto materializuje się to, do czego dążyliście (być może nawet o tym nie wiedząc)?
Dzisiaj pewna Siostra mi o tym napisała, a że jesteśmy niezwykle zgrane w tym rozwoju, to odpisałam, że ja też.
Ja też tam jestem.
Angekommen.
Angekommen tam, skąd dopiero rozpocznie się prawdziwa podróż.
I pierwsza zaprowadzi mnie do Nadrenii Westfalii, do miejsca, w którym kupiłam tę matę do ćwiczeń.
Nie wiem, kiedy to będzie, ale to zupełnie nowe uczucie, że już bardzo się cieszę z tego wyjazdu.
Dodaj komentarz