Od piątku jestem w Warszawie, gdzie po raz pierwszy wzięłam udział w Warsaw Gallery Weekend. Miałam zacząć od wspólnego oglądania wystawy w Zachęcie, ale jako że w czwartek już totalnie rozładował mi się stary telefon, w piątek prosto z dworca poszłam do Złotych Tarasów. Kupiłam sobie dobry sprzęt. I to miałam w sumie na myśli pisząc tutaj w ostatnim wpisie o wyborze. Wybór dotyczył tego, że będę dawała sobie to, na co mam ochotę.
Przyszedł czas na dobry telefon z fajnym aparatem.
Obiektyw Leica.
Pan w sklepie powiedział odnośnie mojego starego telefonu – Nigdy nie słyszałem. To musi być jakaś bardzo poboczna seria.
Exactly.
Tak musiało być, wszakże telefon ów kupiłam w stanie zaćmienia swojego życiowego potencjału w październiku 2016 roku. Nie mówmy już o tym.
Zamiast na wystawę pojechałam zatem prosto do Hotelu Europejskiego, gdzie zszedł do mnie Igor i wspólnie zaczekaliśmy na naszą grupę, z którą zjedliśmy pyszny lunch, po czym Igor – historyk sztuki i opiekun hotelowej kolekcji sztuki – zaprezentował nam część kolekcji.
I to była piękna część programu, pomimo, że czułam już na całym ciele zbliżającą się gorączkę, z którą przyszło mi rozprawić się w nocy. Ale najpiękniejsza część dnia nastała tuż po wyjściu z hotelu. Zosia zaprowadziła nas do Fundacji Stefana Gierowskiego, gdzie pokazywana jest wystawa Deep Impact, której kuratorem jest Michel Gauthier, kurator w Centre Pompidou. I to czuć.
Wystawa bardzo mnie poruszyła.
Tak bardzo, że nazajutrz tam wróciłam.
Ale najpierw popadłam w gorączkę.
Standard.
Dodaj komentarz