W stolicy w ubiegłym tygodniu miałam być tak, jak lubię – bez żadnego towarzystwa.
Travellin’ light i te sprawy, elastyczna zmiana planów w zależności od nowych znajomości, lanczyk, branczyk, frytki o północy, charytatywna aukcja sztuki współczesnej w Zachęcie, spotkania po latach, drinki w Reginie i kobiece orgazmy en masse.
Bezalkoholowe drinki.
Orgazmy w gazecie.
Wszystko było zaplanowane, czerwona szminka naszykowana, spódnica z koła wybrana.
I wtedy LaMamma pomyliła daty i źle zamówiła loty i wszystko szlag trafił.
Słuchałam ostatnio Eckharta Tolle i tego, co mówi o chwili i żeby się jej poddać.
Plany to jedno, rzeczywistość to drugie. Im większa łatwość poddania się jej, tym większe szanse na szczęście.
A że wychodzi mi to już naprawdę dobrze, to tylko zapytałam, czy mogę przyprowadzić towarzysza.
Money ain’t a thing, oczywiście, że kupimy cegiełkę dla fundacji.
Kogo zapytałam?
No, Najpiękniejszą Kobietę na Przyjęciu Ambasadora. Moje Nowe Lustro Na Nowe Czasy.
Tym razem leżę w hamaku i patrzę.
Pozwalam się huśtać przez Jej męża, a i ziemniaki pieczone sobie przynieść pozwolę.
Prawie o północy i u mnie za rogiem.
Tylko dwa przystanki tramwajowe away.
Niepostrzeżenie wyskoczyłam do Warszawy i zdążyłam już wrócić.
Przez tydzień oddam się teraz wiejskiej rutynie i zamknę w wieży naukowczyni.
Witajcie w nowym tygodniu! Zaczyna się ze sporym poślizgiem, wiem.
Dodaj komentarz