Właśnie uzgadniałam z Holly’m szczegóły naszego spotkania w Brukseli – wspólny apartament i takie tam sprawy- kiedy listonosz przywiózł trzy numery najnowszego VariArtu.
Kiedyś w marcu, podczas wieczoru autorskiego Tamary Bołdak-Janowskiej, zaproponowano mi, abym napisała felieton o tematyce kobiecej do tego olsztyńskiego magazynu.
Oto felieton:
Ostatnimi czasy czuję dyskomfort, kiedy ktoś pyta mnie o to, czy jestem feministką.
Nie czuję się dobrze z tym pytaniem, pomimo że przecież popieram postulaty feminizmu i żyję zgodnie z nimi. Jestem członkinią Stowarzyszenia Kongres Kobiet, jestem zapraszana do rozmów na tematy feministyczne, piszę i publikuję teksty z tego zakresu, a jednak coś mi tu zgrzyta, coś nie pasuje. Pytana o to, czy jestem feministką, czuję się mniej więcej tak, jakby ktoś pytał mnie, czy jestem kobietą, a nawet gorzej – czy jestem człowiekiem.
Olśniło mnie, kiedy koleżanka skomentowała moją ocenę okładki pierwszego numeru polskiego Vogue’a stwierdzeniem, że „feministki mają podobne zdanie na ten temat”.
Wyobraziłam sobie tę sytuację – grono kobiet, tak zwanych feministek, siedzi gdzieś w kawiarni i wygłasza swoje spójne zdanie na temat okładki Vogue’a. W tym kontekście określenie „feministki” przywodziło mi na myśl jakąś niewielką grupę kobiet. Jakieś gremium.
Ten obraz sprawił, że dostrzegłam nie tylko absurd powyższego komentarza, ale także absurd pytania o feminizm – czy to mój, czy to innych osób. Według Wielkiego Słownika Wyrazów Obcych PWN feminizm to ruch na rzecz prawnego i społecznego równouprawnienia kobiet; także ideologia leżąca u podstaw tego ruchu, a feminist(k)a to zwolennik lub propagator feminizmu.
Halo, halo! To przecież nie może być małe grono! To nie jest jakieś gremium w kawiarence. Co do zasady, są to wszystkie kobiety w kraju płynnej nowoczesności, do jakich to krajów zalicza się Polska. Pragnę wierzyć, że to także znakomita większość mężczyzn. Zastanówmy się – która z Polek wolałaby nie mieć prawa wyborczego, pytać rodziców, czy wolno jej wyjść na randkę, mimo że ma 30 lat, czy też prosić męża o zgodę na rozpoczęcie studiów, podjęcie pracy zarobkowej, prowadzenie samochodu albo o środki finansowe na zakup podpasek? Czy w Polsce dużo jest takich kobiet, które nie chcą prawnego ani społecznego równouprawnienia i wolałyby być ubezwłasnowolnione?
Ja nie znam ani jednej.
A mimo wszystko to kobiety żyjące według takiego wzorca, a więc niemalże wszystkie kobiety w demokratycznym państwie prawa, które przecież opiera się na postulacie społecznego i prawnego równouprawnienia, są szufladkowane i metkowane mianem „feministek”. To zupełnie nielogiczne. To tak, jakbyśmy pytali mężczyznę o to, czy popiera on prawo mężczyzn do swobodnego poruszania się po kraju nazywając go – dajmy na to – meninistą. Po co pytać o coś tak oczywistego?
Język odzwierciedla zasady panujące w danym społeczeństwie i wskazuje chociażby na hierarchię wartości oraz na ważność, jaką nadano danemu zjawisku. Uporczywie nazywając i wyodrębniając zjawisko powszechne, stanowiące normę społeczną, niejako sugerujemy, że uważamy ten stan za wyjątkowy. Przecież nikt z nas nie mówi „Witamy w programie pana x – człowieka.”
Kobieta nie zgadzająca się z postulatami feminizmu raczej nie byłaby gościnią programu telewizyjnego, nie byłaby posłanką ani profesorką. Dlatego pytanie, czy jest ona feministką, uważam za błędne zarówno merytorycznie, jak i logicznie. Uważam je także za zbędne i niepotrzebnie utrwalające nieświadome przekonanie o wyjątkowości postulatu prawnego i społecznego równouprawnienia kobiet. To anachronizm godny czasów sufrażystek.
W przestrzeni publicznej powinniśmy raczej explicite nazywać te kobiety, które zrzekają się zdobyczy naszych prababć i nie są zwolenniczkami równouprawnienia. Wskazujmy na wyjątek, a nie na regułę. Tym bardziej, że w dzisiejszej Polsce takie wyjątki byłyby niezwykle spektakularne!
Proponuję, abyśmy zapomnieli o łatce feministki i z feminizmu uczynili tryb domniemany.
Kiedy, jeśli nie teraz, w stulecie prawa wyborczego kobiet? Jeśli już ma paść jakieś pytanie, to niech to będzie pytanie o egzotykę, a nie o oczywistość: „Czy popiera pani ubezwłasnowolnienie kobiet?” Niech – wzorem zasady domniemania niewinności w prawie – w języku zapanuje domniemanie postulatu równouprawnienia. Przecież żadna z nas nie zrezygnowałaby już z wolności.
Holger Stoltenberg-Lerche napisał
Die Frage müsste also nicht lauten “Sind Sie Feministin?”, sondern sie müsste lauten “Sind Sie für die universelle Geltung der Grund- und Menschenrechte einschließlich der Gleichheitsrechte?”. Allgemeiner betrachtet geht es bei der Frage nach Gleichberechtigung nicht nur um Frauenrechte, Gleichstellung und Antidiskriminierung, sondern auch um die Gleichbehandlung von Menschen mit Migrationshintergrund, Behinderung, Angehörige der LGBTQ Communities – kurz gesagt um Menschen, die aufgrund bestimmter Charakteristika benachteiligt werden. Zum Glück hat sich unsere politische Kultur der Weltgesellschaft mittlerweile soweit entwickelt, dass niemand mehr diese Frage guten Gewissens und ohne einen Shit Storm auszulösen mit “Nein!” beantworten könnte. Nicht nur Rechtsgeltung und Ethik, sondern auch der etablierte Diskurs der politischen Korrektheit sorgen dafür, dass jeder und jede diese Frage mit “Ja!” beantworten muss. Leider treiben sich mittlerweile wieder viele Politiker in unseren Parlamenten und Regierungen herum, die gerne die gegenteilige Antwort auf diese Frage geben würden. Wie gerne würden diese Politiker einen weiteren Skandal auslösen mit ihrem in die Öffentlichkeit hinausposaunten “Nein!” und wie gerne würden sie dabei ihre Symbiose mit den Medien ausnutzen, die dieses “Nein!” verbreiten müssten und wollten. Diese Frage und die Antwort darauf sind ein Gradmesser dafür, ob diese Politiker schon den Grundkonsens unserer freiheitlich demokratischen Grundordnung verlassen haben und wie es allgemein um den Zustand von liberaler Demokratie und Rechtsstaat bestellt ist. Wird dieser gesellschaftliche Grundkonsens der Geltung von Grund- und Menschenrechten aufgekündigt, könnte unsere Gesellschaft darunter zerreißen. Will man den gesellschaftlichen Zusammenhalt fördern und gesellschaftliche Bruchlinien entschärfen, will man den Gegensatz zwischen Feministen und Feministinnen einerseits und Nicht-Feministen und Nicht-Feministinnen andererseits aufheben, muss man die eingangs gestellte Frage beantworten: “Sind Sie für die universelle Geltung der Grund- und Menschenrechte?”.
Zdrowy Wieśniak napisał
Wie cool ist das denn, bitte?!
Endlich kommentiert mein kluger Bro mal hier, anstatt nur privat <3
Sehr schön, danke für Deinen Beitrag. Hier sind mehrere Personen, die ausgezeicznet Deutsch sprechen und lesen und davon profitieren können.
Ja, Holly, ich stimme voll mit Dur überein!
Ich lese gerade das Kapitel "Diskursforschung in den Gender Studies" bei Angermüller und es wird mir nochmal so scharf bewusst, welche Ausgrenzungen in einer Gesellschaft perfide eingesetzt werden, um Macht auszuüben und Hierarchien einzuführen. Dabei sind die Grenzen oft so fließend, dass man manche Kategorisierungen überhaupt nicht vornehmen kann. Sie werden aber konstruiert.
Im Zusammenhang mit den Protesten von Eltern von Kindern mit Behinderungen in Polen habe ich viel über die Kategorie "Behinderung" nachgedacht und bin zu dem Schluss gekommen, dass die meisten Menschen irgendwelche sogenannten "Behinderungen" haben. Was soll das überhaupt mit diesem Schubladendenken? Mein Körper verträgt Gluten und Kuhmilch so schlecht, dass ich, sagen wir mal, in einem österreichischen Dorf tief in den Bergen einfach sterben würde, wenn man mir die dort übliche Kost verabreichte (bzw. ich müsste anfangen Fleisch zu essen und würde nur tote Tiere essen müssen). Das ist doch eine massive Behinderung, die mich übrigens seit 6 Jahren am Reisen in viele Regionen hindert! Dafür wird aber der Sohn meiner Bekannten als Kind mit Behinderung abgestempelt, weil er das Asperger-Syndrom hat und einfach anders auf seine Umwelt reagiert, als manche anderen Kinder. Er wird dadurch aber massiv ausgegrenzt und in einer neuen Gruppe sofort mit einem Etikett versehen. So ein Shit! Wir sollten einfach die Welt so gestalten, dass sie für alle zugänglich ist. Was ist denn der Gradmesser für Behinderung? Z.B. keine Rampen im öffentlichen Raum. Somit werden auch Menschen (meist Mütter oder Nannies), die mit dem Kinderwagen unterwegs sind, ausgegrenzt. Auch sie sind in ihrer Fortbewegung verhindert und können nicht voll am Leben teilnehmen. Ein großes Problem in Polen, übrigens.
Behinderung ist ein leerer Signifikant. Das war mein Thema gestern - leere Signifikanten. "Religion" und "Frau" werden von manchen Fachleuten auch als solche angesehen!
Ja, es ist wichtig, dass der Mainstream in Polen das auch so vertritt, wie Du das beschreibst.
Das kommt langsam, und die Verantwortung dafür liegt u.a. bei Dir und mir. Wir müssen das einfach in den Diskurs mit reinbringen.
Deshalb dieser Text von mir als Beitrag.
Wer den Diskurs beherrscht, ...
Bis bald 🙂