Zeszłam na dół już przed siódmą rano.
To bardzo niebywała sytuacja. Rano lubię długo siedzieć w łóżku i kontemplować w pidżamie.
Czytam albo pracuję – byle w łóżku i pidżamie, najchętniej przy otwartym oknie.
Od kilku dni obserwuję jednak zmianę w energii – na skalę dużo szerszą, niż tylko moje osobiste wnętrza.
Świat rusza po tym kilkutygodniowym przestoju.
Jest zmiana w energii.
Od bierności do działania.
Wznowiliśmy remont domku (czyli siedziby fundacji, gdzie będzie także sala warsztatowa) i po kolei wszyscy zaczęli dzwonić: pan Robert od remontu, Grzegorz od podłóg, pan Przemysław od schodów, parapetów i drzwi, pan Daniel od mebli, pan Piotr od kafelków, pani Aleksandra z magazynu Businesswoman & Life, a nawet Hannah od festiwalu. Widzę, że znów zbliżam się do funkcjonowania w trybie beta i zastanawiam się, jak postępować. Fale mózgowe beta to zakres częstotliwości 12-38 Hz, które towarzyszą działaniu. Świat zachodni działa w falach beta. Fale beta koordynują remont, robią zakupy, malują mi ściany. Ale najpierw potrzebne mi są fale theta, w których mózg sięga do podświadomości tworząc na przykład wizje i marzenia. To fale, w które wchodzę podczas koncertów gongów (w których już od dwóch miesięcy nie brałam udziału), ale też słuchając dźwięków przyrody. Czyli leżąc rano w łóżku przy otwartym oknie, za którym odgrywana jest ptasia symfonia.
Dziś rano nie miałam w sobie dużo przestrzeni na ptasią symfonię.
Mam potrzebę odhaczyć kilka spraw z listy zadań, aby po południu ze spokojnym umysłem wziąć udział w zajęciach uniwersyteckich online.
Teraz co piątek, w godzinach 17-19, biorę udział w telekonferencji z naszym seminarium doktoranckim. Dziś omawiamy mój fragment rozprawy, który wysłałam wszystkim w środę. To nad tym pracowałam przez ostatnie dwa tygodnie zasypiając nad tekstem Donny Haraway i przeżywając ekscytację podczas lektury tekstu Josefa Mitterera o argumentacji dualistycznej oraz rozważaniach nad konstruktywizmem i realizmem.
Konstruktywizm i realizm – no przecież to dwie główne siły mojego życia.
Widzę, jak chmury powoli rozstępują się i pozwalają promieniom słonecznym przedrzeć się na elewację pensjonatu, którą widzę z okna kuchennego.
Z góry, z sypialni, dobiega dudnienie.
To Mężczyzna tańczy do swojej playlisty Church in the morning.
Odwieczne starcie pozornie przeciwstawnych sił.
A gdyby tak je zintegrować?
Think about it.
A tymczasem ja pójdę na górę, do Artystycznego, gdzie przy odrobinie szczęścia zaraz wpadną te promienie słoneczne.
Tylko jeszcze zrobię sobie drugą kawę.
PS This is it. This is heaven.
Dodaj komentarz