Zgubiły mnie słońce i kolory.
Tak to chyba trzeba nazwać.
Kilkakrotnie przymierzałam się do przygotowania wpisów na bloga, ale za każdym razem, gdy w głowie miałam już gotowy konspekt, a nawet już zmierzałam w kierunku komputera, coś mnie zawracało z drogi i nie docierałam tam. Najbardziej spektakularne były te dwa incydenty sprzed tygodnia. Za pierwszym razem z drogi ku laptopowi zawróciło mnie rozpoczęte w 2016 roku malowania stolika, za drugim razem – ściany na poddaszu. Ten pierwszy raz był w sobotę, piękna słoneczna pogoda, acz nieco parna i duszna atmosfera. Około południa pojechałam do miasta po czereśnie (co praktycznie mi się już nie zdarza – żeby tak spontanicznie po coś wyskoczyć do miasta). W drodze powrotnej zobaczyłam sianokosy no i musiałam, po prostu nie mogłam się oprzeć. Zaparkowałam auto pod klonami i weszłam w krajobraz. Tamta sobota wyglądała tak:
W ten sposób przeturlałam się przez ubiegły tydzień.
A to zakwitły piwonie, a to szałwia.
A to wynieśliśmy meble ogrodowe do sadu, a to posprzątaliśmy przed domkiem gościnnym.
Tata przyniósł 30 jaj albo kurier przywiózł przesyłkę od Yoni Love, z którą następnie praktykowałam w odosobnieniu.
Tak, w cale nie próbuję ukrywać, że byłam przesycona obowiązkami i dyscypliną budowy.
Te ostatnie dni, to był mój urlop.
Nadal wygrzebuję się z fal mózgowych Hi-Beta – stanu intensywnej koncentracji, czuwania i aktywności.
Hi-Beta to przeciwieństwo artystycznej inspiracji i natchnienia.
Na dłuższą metę to posłaniec stanów depresyjnych i nałogów, więc na pewno macie wyrozumienie dla moich tymczasowych odstępstw od ustrukturyzowanego życia online.
Mój mózg moim skarbem!
Dokończenie tego stolika zajęło mi 30 min.
To niepojęte, że zwlekałam z tym tak długo – 4 lata.
Rozpoczęte a nieskończone sprawy hamują i blokują miejsce, w które mogłoby nadejść nowe.
Dlatego dziś chcę skończyć drugą warstwę malowania na poddaszu i wstawić tam te stoliki nocne, a także dostawić komody z tej kolekcji.
Okazało się, że mój tata ma cały zestaw, łącznie z toaletką z lustrem, którą planuję wstawić do korytarza na parterze.
No dobrze. To wszystko na dziś.
Dalsze dni pokażę Wam w kolejnych wpisach.
Było spektakularnie i magicznie!
Soundtrack dzisiejszego poranka, kiedy to obudziłam się w pełnym makijażu, po tym jak niespodziewanie zasnęłam wczoraj o 20., jest taki:
Ania napisał
Hi beta na dluzsza mete to poslaniec stanow depresyjnych. Ze tez sie o tym wiecej nie mowi… dobrze, ze sie zajmujesz propagowaniem fal pozostalych 🦋👏👏👏
ZW napisał
🙂
Wibruję nimi, ale nie każdy chce wibrować ze mną…
Hi Beta jest jak heroina. Ciężko z tego zejść, jeśli tak się działało latami. Jeśli ktoś nie jest gotowy, to może być Mu trudno patrzeć na ludzi funkcjonujących inaczej, a już na pewno – przebywać z nimi.
Ostatnio miałam takiego gościa w Idzbarku. No ale jednak trafił do mnie… Pewnie nie bez przyczyny.