Mówiłam o tym w podkaście Stylowej Mody – w tym roku będę mniej podróżowała.
Ale że tak? I że będą mi w tym towarzyszyły miliony ludzi? Wow.
Mam teraz do dyspozycji bezkresne dni, kiedy działania wypływają ze snucia się po domu.
Żadnych planów, sam flow.
Malowanie ścian, szukanie tapet, czytanie książek do doktoratu, korekty kolejnych rozdziałów, ćwiczenie jogi, obserwowanie chmur, zmywanie podłogi, przenoszenie sprzętów, robienie zdjęć, słuchanie płyt … Czynności jest bez liku.
Wczoraj przenieśliśmy z dołu małą szafeczkę do pokoju Artystycznego. Niepozorna sprawa, a jakie miała skutki dla mojego toku myśli!
Otóż szafka stała w salonie, a w jej wnętrznościach upchnęłam stosy starych numerów Die Zeit, New Yorkera i francuskiego magazynu popularno-naukowego GEO Histoire (na wierzchu tego stosu leży numer z Jezusem na okładce…). To są gazety z przestrzeni ostatnich 7 lat, a wiele wydań Die Zeit z 2015 i 2016 roku jest w ogóle nierozpakowanych. Są w folii.
To, co dotąd było tak zgrabnie ukryte wewnątrz stylowej szafki, wylądowało na podłodze w salonie, gdzie zajmuje pokaźną powierzchnię.
Tak jakby szafka wywaliła z siebie treści, którymi jeszcze muszę się zająć.
Dużo mi to daje do myślenia. Różne obszary mojego życia i sposobu funkcjonowania z przeszłości są zawarte w obrazie gazet rozłożonych na dębowej podłodze.
Te stosy prasy są reliktem mojej transformacji, której najbardziej zauważalny, spektakularny czas przypadł na 2015 rok. To wtedy właśnie przestałam czytać, ba, przestałam nawet rozpakowywać gazety z folii. Co tydzień przychodziła nowa dostawa, a ja praktykowałam wewnętrzny lockdown. Nie było miejsca, nie było, we mnie na nowe informacje…
Z czułością i pewnym rozrzewnieniem myślę dziś o tym 2015 roku, kiedy to zadawałam sobie tortury zabraniając sobie czuć to, co czułam.
Ach, jakie to katolickie. Tak sobie zabraniać czuć, zabraniać być w ciele, zabraniać, zabraniać, zabraniać…
Negować to, co jest, ponieważ już z góry ustalone zostało, co ma być, a więc to, co jest, być nie może.
A może być tylko to, co być może: życie z szablonu, u wszystkich takie samo.
Wytrzymałam w negacji pół roku. Na nielicznych zdjęciach z tego czasu widać, jaki mam straszny trądzik.
Stres, brak akceptacji siebie, wręcz zwalczanie siebie – to wytworzyło w moim ciele toksyczny koktajl hormonalny, który jakoś szukał ujścia.
Blizny po negowaniu siebie leczę do dziś.
W transformację weszłam książkowo – mając 33 lata.
Kwarantanna jest po to, aby przynajmniej otworzyć swoją szafeczkę i zajrzeć do środka.
Nie trzeba od razu wywalać wszystkiego na podłogę, jeśli nie ma się komfortu wielkich przestrzeni i możliwości odejścia od tego widoku.
Można wyjąć część tego, co jest tam nagromadzone.
Wyjąć, obejrzeć, zastanowić się, czy nadal jest potrzebne.
Może nie? Może posłuży komuś innemu, a może będzie świetną pożywką dla ognia w kominku?
PS Komentarz Mężczyzny: Tu masz Jezusa. Twojego patrona i ulubieńca.
Coś w tym jest.
Ania napisał
Dawanie sobie przestrzeni to duża sztuka. Przede wszystkim dawanie sobie przyzwolenia to 🙂
ZW napisał
Bardzo. Szczególnie, jeśli socjalizacja uczy czegoś odwrotnego.
Sztuka Przestrzeni niczym Sztuka Wolności 🙂
Pozdrawiam Was serdecznie!
Jak dobrze, że chwilę przed tym szaleństwem się widziałyśmy!
I to w tak miłych okolicznościach. Miło to wspominam.
Ania napisał
Tak, tez się ciesze 🙂 zobacz jak to się wszystko pięknie układa .
Zdrowy Wieśniak napisał
Tak 🙂
To przyszło do mnie jako impuls – najpierw rezygnacja z Cambridge (gdzie i tak nie pojechałabym, jak teraz widać, a więc praca nad wystąpieniem poszłaby na marne), potem decyzja o Bazylei i zaraz potem decyzja o wyjeździe do Poznania. Intuicja to potęga!
Ania napisał
A dzisiaj prima aprilis 🥳
ZW napisał
Nawet nie zauważyłam, bo świat od tygodni ma prima aprilis…