Dla mnie rok zakończył się w piątek.
Oddaliśmy do starostwa teczkę z dokumentami potwierdzającymi koniec budowy domu. Tak, dopiero teraz, ponieważ de facto dom był tak długo w budowie. Budynek fundacji faktycznie, zgodnie z projektem domu, jest częścią całego budynku, pomimo że wygląda to jak dwa domy. Niektóre rzeczy w tamtej części nie były dokończone, więc dopiero teraz nastąpił odbiór budowy.
Ciekawe, że jest to niemalże dokładnie 5 lat po wprowadzeniu się tutaj. Pamiętacie? To był pamiętny Sylwester 2015 roku, kiedy zjechaliśmy się w Idzbarku w konfiguracjach, których częściowo już nie ma. Co za myśl…
W piątek wieczorem usiadłam w kąciku w sypialni i poczułam, że wszystko jest gotowe.
Zrobiłam wszystko, co było do zrobienia. Teraz witam etap otrzymywania.
Wiem, że będzie on dogłębnie ekstatyczny, bo tak wybrałam. To już się dzieje.
Na ekstazę też trzeba się przygotować. Wszystko ma swój czas.
Siedzę przed kominkiem. Za moimi plecami świecą się lampki na choince…
To nie żart.
Świąt nie będzie. Każdy dzień jest świętem.
21.12. o 21:12 łączę się duchowo z lasem orleańskim.
A na wiosnę mamy nadzieję spotkać się na żywo, poczuć się jeszcze głębiej, połączyć moce.
Na pewno wyjdzie z tego coś pięknego i o dużej mocy. Na razie wychodzi nam podcast. Pierwszy odcinek chcemy nagrać w styczniu, a tytuł na chwilę obecną to
Surviving life: przeżywając życie
Ubiegły weekend spędziłam w Krakowie. W kominie od Peace & Pussy i kapeluszu wyglądam jak ten włochaty członek rodziny Addamsów, Cousin Itt. To była fantastyczna, niezwykle inspirująca doba z ludźmi sztuki – kolekcjonerkami, ale też artystami i artystkami, w ich przestrzeniach prywatnych i pracowniach. Tam właśnie poznałam kogoś, kto do nas dołączy na wiosnę i będzie nam grał na bębnie. Oto Jego obraz:
PS Zdjęcie tytułowe tego wpisu zrobiłam na tarasie tego wieżowca, który widzicie powyżej. To ok. 102 m wysokości.
Tak, taki był widok na Kraków.
Nic.
Dodaj komentarz