To musiało być w 2013 roku.
Sabat Czarownic Doroty Wróblewskiej przy Freta.
Ja trochę onieśmielona towarzystwem z żurnali.
Stałam przy barze, podeszła Agi:
– Cześć, jestem Agi Jensen.
Rok później kupiłam sobie sweter z tym nazwiskiem – taki cały poszarpany,
jakby dorwał się do niego świętej pamięci Kosołapkin.
I to wszystko, bo były inny priorytety:
bloczki, beton, love.
Teraz, kiedy – nie bez przygód –
zaczęłam hulać na facjacie i piszę czasami do Agi,
kiedy bloczki, beton, love w obfitości,
a nawet tworzą piękny dom, zajrzałam na stronę Agi,
a tam była wyprzedaż i chciałam się z Wami podzielić,
bo Ona ma też fajne, nieoczywiste rzeczy dla mężczyzn.
Na przykład taki oto unisex-kardigan:
Namaste
Dodaj komentarz