Budowanie, remontowanie i urządzanie domu są piękną materializacją rozwoju i zmiany.
Na tym przykładzie można obejrzeć, jak to wygląda. Tutaj namacalne jest to, co często na długo pozostaje w sferze nieuchwytnej, ponieważ potrzebuje dojrzeć.
Ta konieczna faza dojrzewania bywa długa, a to u wielu osób powoduje brak wiary i zniecierpliwienie, wskutek których to, co zostało już wykreowane w sferze mentalnej, nie zostaje dopuszczone do sfery materialnej i nie ziszcza się. Ale to nie jest tak, że nie mogło się to spełnić. To po prostu nie zostało zaproszone do sfery materialnej.
Na budowie widać wszystkie etapy.
Budowa/remont domu to rewelacyjna szkoła życia ucząca pokory, ale także szacunku do siebie i do swojej własnej mocy.
W sumie jednak wcale nie trzeba szukać aż tak daleko i budować dom, aby ujrzeć mechanizmy rządzące wszechświatem, kreacją i zmianą
Najlepszym przykładem jest bowiem samo istnienia każdego z nas:
od etapu pożądania, poprzez etap dojrzewania/kreacji, etap narodzin/materializacji, aż po etap wdrożenia w życie materialne i zaadaptowania do zastanej rzeczywistości, tak aby powstała nowa rzeczywistość – wzbogacona i zmieniona o nową kreację.
Patrząc na moją rzeczywistość poprzez metaforę narodzin nowego życia, ja jestem w trakcie porodu.
A on się wydłuża.
To zupełnie niesamowite, dokąd zaprowadziły mnie moje życiowe ścieżki na przestrzeni ostatnich pięciu lat, po tym, jak rozpadłam się na pomoście.
W tym roku jestem na etapie materializacji fundacji.
Właśnie skończyliśmy pierwszy etap budowy/remontu jej siedziby wraz z salą warsztatową.
Etap ten rozpoczęliśmy w grudniu, a prace były bardzo poważne i kosztowne, ponieważ nieruchomość była w stanie surowym zamkniętym, przy czym zamknięcie otworów drzwiowych odbywało się za pomocą zbitych ze sobą desek, które tak zwany Totumfacki w 2016 r. pomalował farbą w kolorze antracytowym. Pierwszym nieodzownym krokiem było ocieplenie dachu wełną mineralną. Później trzeba było wyburzyć kawałek stropu, wybudować ścianki – m.in. z pustaków szklanych – ale także na przykład uszczelnić obróbkę komina, która przeciekała. Nie mówiąc już o całym urządzeniu dwóch łazienek, montażu podłogi drewnianej, malowaniu ścian, założeniu gniazdek i włączników, zamontowaniu drzwi zewnętrznych i obrobieniu ich itp.itd. Aż w końcu ze stanu surowego wyłoniły się pomieszczenia. Częściowo urządzone – jak łazienki.
Od listopada mój umysł zajęty był kwestiami takimi jak koordynacja prac, zaliczek, księgowości, a przede wszystkim – wybieranie i kupowanie: kolory farb, fug i kafelków; urządzenia sanitarne do łazienek wraz z kabinami prysznicowymi pod wymiar; gniazdka i włączniki (najtrudniejsza sprawa jak dla mnie – wiecie, czym są włączniki schodowe?); luksfery wraz z krzyżykami do montażu; tapety i oświetlenie; schody i drzwi wewnętrzne i dużo więcej.
Dodatkowo, tygodniami ciągnęły się takie okresy, kiedy na posesji i w domu pracowało kilka osób w godzinach pracy od 6.45 do 16.00.
W kwietniu doszło do tego seminarium doktoranckie – co piątek o godzinie 17.00 – w ramach którego co tydzień czytamy teksty naukowe – od 10 do 100 stron.
Ale to tylko szczegół w morzu budowy.
Pod koniec maja przeżyłam już dotkliwe załamanie całą tą sytuacją.
Przestałam słyszeć siebie, straciłam połączenie ze swoją kobiecością i swoją duchową stroną i nie byłam w stanie pisać na blogu.
Zaczęłam płakać z bezsilności i przeciążenia, znowu zaczęły boleć mnie lędźwie.
I oto przedwczoraj zakończyły się największe prace wymagające codziennej obecności fachowców!
A ja stopniowo zmniejszam w sobie produkcję adrenaliny i przestrajam się na inne fale mózgowe.
W tym celu śpię sama w pokoju gościnnym, gdzie na zmianę pod okno przychodzą kot i mały zajączek.
Zaczęłam też znów chodzić na długie spacery do lasu, ale o tym będzie już innym razem.
Jest bosko!
Dziękuję za wszystko i adaptuję się do nowej rzeczywistości.
Dodaj komentarz